Jubileusz Elżbiety Krywszy – Fedorowicz i Jerzego Fedorowicza Prezent z czterdziestolecia
Dodane przez Administrator dnia 17/12/2009 14:28:40
Najpierw wystąpiła Calineczka. Dziewczynka w wieku ośmiu lat, grająca wdzięcznie, sympatycznie i niemal profesjonalnie w otoczeniu rówieśnic i rówieśników. - To dla dziadka – oświadczyła potem. Nazywa się Ola Fedorowicz.
Potem wspaniale pląsały niespecjalnie ciepło ubrane dziewczęta z Akademii Tańca. Ale okazało się, to próba przed występami w spektaklu „Pyza za Wielką Wodą”, przeznaczonym na eksport do USA, a ten epizod ma pokazać, jak Polacy wyobrażają sobie Las Vegas. Sama Pyza także pokazała się w niezwykle dynamicznej suicie góralskiej. - Amerykanie pokochali ją, ponieważ podobna jest do Marylin Monroe i Kim Novak – padło wyjaśnienie. Następnie oglądaliśmy film, na którym pojawiły się zdjęcia i sceny, w których występowali piękna dziewczyna i równie przystojny chłopak o bujnej czuprynie. - No cóż, tak wyglądaliśmy czterdzieści lat temu – skomentował smętnie Jerzy Fedorowicz. - Moja Ela i ja. Ale ciągle się kochamy, a Ela jest dalej piękna, jak przed laty, tyle, że zmieniła uczesanie.
Zobaczył ją na studenckiej zabawie 26 października 1964 roku. Ale zapoznał się z nią dopiero 27 marca 1965 roku w klubie Pod Jaszczurami. Przedstawił się, jako Fedorowicz. Nazwisko było znane. W programie telewizyjnym „Poznajmy się” występował przecież Jacek Fedorowicz.
Elżbieta Krywsza, córka Aleksego Krywszy, współpracownika operatorów, pracujących dla Wajdy i Kawalerowicza, nazywanego w Łodzi „mistrzem światła” przyjechała do Krakowa studiować scenografię. Jej mistrzem z kolei był Andrzej Stopka.
Jerzy Fedorowicz syn aktora i oficera AK z Podlasia urodzony w Polanicy, bo tam schowali się rodzice przed bezpieką (matka sanitariuszka AK, uczestniczka akcji przejęcia szczątków V2 nad Bugiem, a potem z mężem w oddziale partyzanckim WiN), ale całe dorosłe życie - w Krakowie, jeśli nie liczyć krajowych i zagranicznych wojaży artystycznych, a od czterech lat posłowania w Sejmie.
Pierwszy taki wojaż, to teatr w Szczecinie, gdzie Elżbieta Krywsza została scenografką, a on występował przez rok. Potem wrócił, bo miał zaklepaną pracę w Starym Teatrze. Grał tam do osiemdziesiątego dziewiątego. Żona pracowała w teatrze w Szczecinie jeszcze dwa lata i dojeżdżała do pracy z Krakowa. Zresztą to dojeżdżanie tak ją wciągnęło, że choć uważała je za koszmar, to potem jeździła do teatrów w Warszawie, Gnieźnie, Wrocławiu, Katowicach i Opolu. Tam przygotowywała kostiumy i scenografie. Natomiast w Krakowie wychowywała z mężem dwóch synów: Filipa i Jerzego. W osiemdziesiątym dziewiątym Jerzy Fedorowicz został dyrektorem Teatru Ludowego. - Nie byłam przekonana do tego pomysłu – stwierdza Elżbieta Krywsza. Ale Jurek oświadczył: zobaczysz, jeszcze będzie pięknie... I zlecił jej przygotować scenografię do „Człowieka z marmuru”.
To było wielkie ryzyko porywać się na własną wersję mitu, tak wyraziście wykreowanego przez Andrzeja Wajdę. A jednak nowohucianie niemal zgodnie przyznawali, że wizja Fedora była im bliższa. Może dlatego, że nalepiej wiedzieli i mogli to osobiście sprawdzić, jak było naprawdę, bo ciągle stoi mur, który zbudował Piotr Ożański i że znali go tak dobrze, jak nikt, z jego ofiarnością, pasją, „wolą mocy”, ale też rozhukanym charakterem rozrabiaki i innymi słabościami, które go skończyły. Ten nowohucki, odkłamany i oczyszczony z propagandowych naleciałości fragment historii na początek nowej ery Teatru Ludowego ofiarowali nowohucianom Jerzy Fedorowicz, Elżbieta Krywsza i cała plejada nowych, ale też pracujących tu wcześniej aktorów, w których tchnęli wiarę, że teraz znowu się uda.
I rzeczywiście - odtąd Teatr Ludowy stale na fali. Czy to nagrody w Edynburgu i Gdańsku za ciekawe inscenizacje, czy słynny na całą Europę eksperyment z punkami i skinami, czy dramatoterapia Inki Dowlasz, czy wspaniałe spektakle w reżyserii i z grą Jerzego Stuhra. A w tym wszystkim mieszczą się dynamiczne dyrektorowanie i reżyserowanie Jurka, pomysłowe scenografie i przepiękne kostiumy Eli, organizatorskie wsparcie Jacka Stramy i ciężka, niemal katorżnicza praca zespołu, który uwierzył, że ma do spełnienia misję w nowohuckim środowisku. Do tego jeszcze dochodzi pasja społecznikowska Jerzego Fedorowicza, sprawowanie mandatu radnego miejskiego, wojewódzkiego i poselskiego, a także prowadzenie programu „Zadyma” w TV.
Tak oto minęły im lata małżeństwa i wspólnej pracy. Wspaniały prezent od życia, prezent z czterdziestolecia. Prezydent Jacek Majchrowski przyznał obojgu medal „Honoris gratia”.
Ryszard DZIESZYŃSKI
PS. Ale nie byłby Fedor sobą, gdyby nie jego chęć służenia bliźnim. W dzień swego i żony jubileuszu przedzierzgnął się w świętego Mikołaja i w asyście aniołków, swych wnuczek Ol i Zuzi wjechał na scenę Teatru Ludowego karetą i rozdawał dzieciom prezenty.