[2007.04.06] Lustracja na uczelniach
Dodane przez Administrator dnia 06/04/2007 13:03:15
W ciągu ostatnich dwóch tygodni oświadczenia lustracyjne złożyło już wiele osób: parlamentarzyści, radni, dyrektorzy szkół, dziennikarze, pracownicy wyższych uczelni. Na ogół lustracja przebiega spokojnie i sprawnie, a przykładem mogą być krakowskie uczelnie kościelne, czyli Papieska Akademia Teologiczna oraz jezuicka Wyższa Szkoła Filozoficzno-Pedagogiczna „Ignatianum”. Również na Uniwersytecie Jagiellońskim większość wykładowców wypełnia lustracyjne formularze, a grupa 52 profesorów i doktorów wystąpiła z apelem popierającym proces oczyszczania polskiej nauki z agentów komunistycznej bezpieki. List w tej sprawie podpisali m.in. profesorowie Andrzej Chwalba, Maria Dzielska, Piotr Franaszek, Tomasz Gąsowski, Danuta Quirini-Popławska, Bohdan Szlachta. Podobne apele podpisywane są na innych uniwersytetach i uczelniach.
W tym samym czasie przeciwnicy lustracji nawołują do bojkotu składania lustracyjnych oświadczeń. Obrońcy agentury używają rozmaitych argumentów, najczęściej jednak usiłują przekonywać, że donoszenie na kolegów, podwładnych czy przełożonych, nie było niczym nagannym, tym bardziej jeżeli za to donoszenie można było wyjechać za granicę, uzyskać stypendium czy łatwiej zdobyć tytuł naukowy. Cóż w tym złego? Głupi byli ci, którzy odmawiali, bo wielu z nich naukowych karier nie zrobiło. Sami są sobie winni, przecież także mogli donosić.
Uczeni, którzy tak twierdzą, wystawiają nie najlepsze świadectwo polskim szkołom wyższym. Na szczęście nie jest ich zbyt wielu. Zdarza się również, że na czele antylustracyjnych protestów, stają po prostu... byli agenci bezpieki. Tygodnik „Wprost” ujawnił, że rektor Uniwersytetu w Gdańsku, który obiecywał, że ułatwi profesorom unikanie składania oświadczeń lustracyjnych, przenosząc ich na stanowiska asystentów (nie podlegają lustracji) – sam okazał się byłym konfidentem. Podobnie jak jego kolega, dziekan Wydziału Filologiczno-Historycznego, który karierę donosiciela rozpoczął w 1974 roku i kontynuował przez 14 lat. Teraz obaj zaprzeczają, chociaż tygodnik dysponuje dokumentami Służby Bezpieczeństwa, które zachowały się na ich temat.
Niestety, skoro nie potrafiliśmy poradzić sobie z problemem lustracji gdy Polska odzyskała niepodległość, to obecnie, po upływie kilkunastu lat, bynajmniej nie będzie łatwiej. Dawni agenci najczęściej kłamią, wypierając się oczywistych faktów, a gorszący przykład takiej postawy dało również kilku duchownych, z arcybiskupem Wielgusem na czele. Czasem dla wyjaśnienia wszelkich okoliczności kontaktów z bezpieką, niezbędna okazuje się publikacja dokumentów, o czym świadczy tom dotyczący głośnej sprawy Małgorzaty Niezabitowskiej, rzeczniczki prasowej premiera Mazowieckiego, a wcześniej redaktorki „Tygodnika Solidarność”, wydany drukiem przed kilkoma dniami (Grzegorz Majchrzak, Z dziejów „Tygodnika Solidarność”, Warszawa 2007)
Z lustracją poradziły już sobie inne kraje, które doświadczyły komunistycznej dyktatury. Po osiemnastu latach sporów i uników, dołączyła do nich Polska. Nareszcie możemy przestać się wstydzić.
Ryszard Terlecki