[2017.08.04] Z SZACUNKIEM DO KOMBATANTÓW
Dodane przez Administrator dnia 16/08/2017 20:17:30
W tych dniach obchodziliśmy 73 rocznicę Powstania Warszawskiego. Wydawałoby się, że jest to odległa historia, ale udział Prezydenta RP w warszawskich obchodach i przyznanie wysokich odznaczeń żyjącym jeszcze uczestnikom powstania oraz tym, którzy zapewniają jego pamięć świadczy o nadal istotnej wadze tego patriotycznego zrywu Polaków. Na temat Powstania Warszawskiego ukazało się sporo książek i analiz. Po okresie pewnego dystansu do tego czynu zbrojnego z czasów PRL, wreszcie doceniono uczestników powstania, jako prawdziwych patriotów, przelewających krew za swoją Ojczyznę.
Nie zamierzam ponownie wsadzać kija w mrowisko i mówić o planie „Burza”, którego częścią było Powstanie Warszawskie i motywacjach politycznych podejmujących decyzję o rozpoczęciu powstania. Jak również o staniu z bronią u nogi przez wojska frontu wschodniego, które z za Wisły przyglądały się agonii powstania. To była polityka, którą trzeba oddzielić od autentycznego zaangażowania uczestników tych walk. Żołnierze podejmujący walkę z hitlerowcami w Warszawie od dawna marzyli o podjęciu tej walki i zrzuceniu jarzma okupacji.
Rozmawiałem często z uczestnikami tego czynu zbrojnego. Był wśród nich kpt. Mirosław Ropelewski, który nie doczekał tej 73 rocznicy i w wieku 90 lat zmarł, a pogrzeb odbył się w ostatnich dniach lipca na cmentarzu w Mogile, gdzie pożegnałem tego Bohatera w imieniu władz Miasta Krakowa. Jego wspomnienia zamieszczamy w tym numerze „Głosu”. Wtedy w sierpniu 1944 roku jako młody 17.letni chłopak wraz z wieloma mu podobnymi szedł do walki ze znienawidzonym wrogiem i nie zastanawiał się nad politycznymi motywacjami udziału w Powstaniu. Chciał pobić Niemców i wreszcie przywrócić rodakom wolną stolicę i Ojczyznę. To był główny cel wielu żołnierzy Armii Krajowej biorących udział w Powstaniu Warszawskim i innych walkach z wrogiem.
Podobne cele przyświecały wielu uczestnikom czynu zbrojnego z okresu II wojny światowej. Młodzi ludzie wstępując do partyzantki prowadzącej walkę z okupantem nie wybierali do końca świadomie do jakiej formacji wstępują. Chcieli po prostu bić Niemca. Znam to z doświadczeń własnej rodziny, gdzie jeden z braci mojego ojca wstąpił do Batalionów Chłopskich, a drugi do Brygady Narodowych Sił Zbrojnych. Sam mi opowiadał jak mu się podobały piękne mundury i ryngrafy żołnierzy. Nie było w tym jakiegoś wyboru, po prostu akurat w tym czasie i miejscu w Górach Świętokrzyskich były takie oddziały w lesie. Po wojnie jako zwykły szeregowiec został szorstko potraktowany przez „władzę ludową” i swoje odsiedział za przynależność do wrogich sił. Zmarł przed laty i nigdy nie doczekał pochwał za swój patriotyzm. Drugi wujek był doceniany i uznawany przez ówczesną władzę. To był błąd tamtej władzy, gdy traktowano w sposób zróżnicowany kombatantów ze względu na przynależność. Myślałem, że to już przeszłość i nie będzie się powtarzać. Znów jednak doczekałem różnicowania kombatantów ze względu na przynależność. Teraz liczą się dla niektórych tylko żołnierze wyklęci zwani także niezłomnymi, a inni schodzą na plan dalszy.
Na szczęście w Domu Kombatanta w Nowej Hucie przy os. Górali traktujemy wszystkich kombatantów z szacunkiem bez względu na przynależność do określonych formacji. Liczy się głównie umiłowanie ojczyzny i prawdziwy patriotyzm. Na koniec nawiążę do wystąpienia jednego z ostatnich żyjących powstańców warszawskich stulatka gen. Zbigniewa Ścibor-Rylskiego, który podczas uroczystości powiedział m.in.: „pamiętajcie, szacunek należy się wszystkim obywatelom, bez względu na poglądy, czy wyznanie…”.
SŁAWOMIR PIETRZYK