PORADZIĆ SOBIE Z GRAFFICIARZAMI
Dodane przez Administrator dnia 19/02/2009 22:29:43
Bohomazów na nowohuckich murach – i nie tylko nowohuckich, bo problem dotyczy całego Krakowa – przybywa. Mieszkańcy skarżą się, że dopiero co odnowione elewacje budynków, po kilku tygodniach, a nawet dniach od czasy zdemontowania rusztowań, z których dopiero co zeszły ekipy remontowe, pokrywają się bazgrołami szpecącymi nową elewację. Tak stało się na os. Handlowym, na os. Uroczym i na innych nowohuckich osiedlach. Przed bohomazami nie uratowały się nawet samochody dostawcze parkujące przy nowohuckich ulicach. Ba! Swego czasu pomalowany został czołg stojący przed Muzeum Kombatantów na os. Górali. Farbą spryskano nawet szybę jednego z okien na os. Centrum D. Czy z bandami bezmyślnej młodzieży, która dewastując elewacje szuka adrenaliny, naprawdę nikt nie jest w stanie się uporać? – pytają czytelnicy „Głosu”? A co w tej sprawie robi Straż Miejska?
Problem narasta
Odpowiedzi na to ostatnie pytanie postanowiłem poszukać w siedzibie nowohuckiego oddziału Straży Miejskiej na os. Centrum C. Spotkałem tam naczelnika Oddziału III Nowa Huta Andrzeja Dadała i naczelnika Oddziału VI Wzgórza Krzesławickie, Mariusza Kaczmarka.
Obaj naczelnicy zgadzają się z opinią, że problem narasta. – Na bieżąco monitorujemy proceder niszczenia elewacji nowohuckich budynków. Sami kilkakrotnie podejmowaliśmy akcje mające na celu złapanie grafficiarzy na gorącym uczynku – opowiada naczelnik Dadał. – Gdy jedna ze zdewastowanych ścian została przez zarządcę bloku pomalowana, przez kilka dni monitorowaliśmy ten budynek. Zakładaliśmy, że pomalowana, czysta ściana będzie pokusą dla graficiarzy. Przez kilka dni i nocy nikt tam nie zaczął malować, a my nie mogliśmy przecież pilnować jednej ściany przez cały czas. Często po Nowej Hucie jeżdżą patrole w nieoznakowanych pojazdach, ale złapać kogoś na gorącym uczynku udaje się rzadko – opowiada naczelnik Dadał.
- To są albo działający indywidualnie sprayowcy, którzy przechodząc obok ściany w kilka sekund kreślą na niej nic nie mówiące bohomazy. Po chwili chowają pojemnik ze sprayem do kieszeni i idą dalej. Ale większe malunki czy napisy wykonują dobrze zorganizowane grupy młodych ludzi – dodaje naczelnik Kaczmarek. Nie działają w pojedynkę. Grupa liczy kilka osób. Jedni pilnują czy teren jest wolny, czy w zasięgu wzroku nie pojawia się ktoś podejrzany, a pozostała dwójka czy trójka maluje. Jakikolwiek pojawiający się samochód sprawia, że chuligani znikają – dodaje naczelnik Kaczmarek.
Środki zaradcze
Nie ma możliwości, by przed każdym budynkiem postawić strażnika, który dzień i noc będzie go pilnował, dlatego na całkowite wyeliminowanie szpecących mury bazgrołów i napisów nie ma co liczyć. Częściowo odnowione elewacje można ratować instalując na budynku przemysłowe kamery. Takie rozwiązanie dość skutecznie zadziałało na wiecznie pobazgranym budynku na os. Kalinowym. Dziś budynek jest monitorowany, a na bloku wiszą informujące o tym fakcie duże tablice. Jak na razie napisów nie ma. Innym sposobem – na razie funkcjonującym w sferze projektów – jest pomalowanie budynków do wysokości I piętra specjalną farbą ochronną. Z budynku pomalowanego taką farbą graffiti można po prostu zmyć. Problem w tym, że taka ochronna farba jest dość droga, dlatego akcja zabezpieczania budynków musiałaby być dofinansowywana przez Miasto. Trzeba też pamiętać, że farba taka nie może być stosowana na obiektach zabytkowych (ma m. in. lekki połysk), więc w ten sposób nie można by chronić zabytkowych budynków w śródmieściu Krakowa.
Dość skuteczną, chociaż kłopotliwą metodą ochrony murów przed wandalami, jest systematyczne zamalowywanie napisów i rysunków. Z tą ostatnią opinią zgadza się naczelnik Dadał, chociaż i w tym wypadku zauważa pewien problem. Otóż, do zeszpecenia ściany wystarczy trochę farby w sprayu, ale do jej odnowienia takiej farby potrzeba o wiele więcej. To są dodatkowe koszty, których zarządy budynków nie zawsze chcą ponosić.
– Zabazgrane fragmenty ścian fotografujemy i zwracamy się do zarządców o zamalowanie napisów i bazgrołów. Szczególnie jeśli są to napisy o treści wulgarnej lub nawołującej do nienawiści – opowiada naczelnik Dadał. Ale my możemy tylko prosić, ponieważ nie ma przepisów, które by zmuszały zarządców do zamalowywania graffiti. Niektórzy zarządcy podchodzą do sprawy ze zrozumieniem i zamalowują pobazgrane ściany. Tutaj muszę pochwalić ADREM S.A. Inni odnoszą się do naszych próśb z mniejszym zrozumieniem. Ostatnio znów pojawił się napis na roku os. Centrum E, na murze należącym do banku. Rozmawialiśmy z kierownictwem tej placówki, które obiecało, że w najbliższym czasie napis zostanie zamalowany.
Nadzieja we współpracy z mieszkańcami
- Naszym największym sprzymierzeńcem w walce z wandalami niszczącymi elewacje mogą być przede wszystkim mieszkańcy – mówi naczelnik Kaczmarek. – Przecież tych napisów powstają prawie każdej nocy dziesiątki. Wiele z nich pojawia się wewnątrz osiedli. Nie chce mi się wierzyć, by nikt niczego nie widział. A przecież wystarczy telefon, nawet anonimowy, z informacją, że ktoś maluje po murze. Nam wystarczy informacja, gdzie to się dzieje, ogólna informacja w co ubrany jest graficiarz, czy ma kaptur czy czapkę na głowie itp., i wtedy możemy wysłać jeden albo kilka patroli w nieoznakowanych samochodach we wskazany rejon. Najczęściej taki graficiarz nie ogranicza się do pobazgrania jednej ściany, lecz idzie w miasto. I wtedy możemy go namierzyć. Każdy może anonimowo zadzwonić na telefon alarmowy 986.
- Pamiętam jak zadzwoniła do nas kobieta, że czołg stojący naprzeciw jej okien został pomalowany sprayem – dodaje naczelnik Dadał. – Tyle tylko, że pani zadzwoniła po dwóch dniach od chwili pomalowania czołgu. By było ciekawiej, ona widziała jak go malowali. I gdyby zadzwoniła od razu, sprawców na pewno byśmy zatrzymali. Wielu ludzi nie chce występować w roli świadków. Rozumiem ich. Ale przekazując nam informację, że ktoś niszczy elewacje budynków umożliwia nam złapanie takiego człowieka na gorącym uczynku. A wtedy świadków nie potrzebujemy. Prawda jest taka, że sami niewiele zdziałamy. Możemy za to zrobić dużo z pomocą mieszkańców – dodaje Andrzej Dadał.
Z naczelnikami Andrzejem Dadałem i Mariuszem Kaczmarkiem o problemie niszczonych elewacji nowohuckich budynków rozmawiał
Jan L. FRANCZYK