[2016.11.19] PÓŹNOJESIENNE BOLENIE
Dodane przez Administrator dnia 18/11/2016 23:49:51
Wielu wędkarzy przyzwyczajonych jest do traktowania boleni jako ryb wakacyjnych. I ma to swoje uzasadnienie, gdyż w właśnie w lecie obserwować można najczęściej widowiskowe, wyskakujące z wody wachlarze srebrzystych rybek. A w chwilę po tym do naszych uszu dociera szeleszczące, charakterystyczne „rrrra”, „rrrra… pa...”. To atakujący je boleń. Stąd zresztą wzięła się swojska nazwa bolenia – rapa. To właśnie w lecie i na początku jesieni zdarzają się okresy prawdziwego amoku boleni, które tracąc swoją przebiegłość, ostrożność i czujność walą jak oszalałe we wszystko, co się rusza. Woda, co kilkanaście sekund, burzy się wtedy od wyskoków potężnych boleni.
Późną jesienią wszystko się uspokaja. Nie znaczy to jednak, że w listopadzie nie można złowić bolenia. Można, tylko że trzeba wiedzieć, iż w listopadzie bolenie zmieniają tryb życia. Z ryb, które polują w ruchu, zmieniają się w podstępnych zbójów, preferujących podwodne zasadzki. Rzecz w tym, by wiedzieć, gdzie takie zasadzki mogą być zlokalizowane, i gdzie takich miejsc szukać. Doświadczeni łowcy boleni wiedzą, że warto ich szukać w strefie zdecydowanego nurtu, o ile przy dnie bolenie mogą znaleźć kryjówki, które nie wymagają utraty energii. Głębokie na dwa, na trzy metry rynny nad głazowiskiem lub nad iłową płytą, w której woda wyżłobiła głębokie muldy – to miejsca, w których bolenie znajdują przytulisko na chłodniejsze pory roku. Wystarczy również jakaś przykosa czy spad wzdłuż kamiennej rafy, by nasz drapieżnik mógł przyczaić się na porwane przez nurt małe rybki.
Oczywiście nie we wszystkich takich miejscach spotkamy bolenia. Swoje czatownie urządza on sobie w takich miejscach, które zapewniają mu dostatek jadła. Przyśpieszenie nurtu musi więc znajdować się poniżej zimowej ostoi drobnicy. Jeżeli więc wypatrzymy długą na kilkadziesiąt metrów rynnę z wystającymi nad wodę głazami, to w górze rzeki musi się znajdować spowolnione ploso graniczące z szybkim nurtem – z nurtem, który odrywał będzie od zimowego stada drobne rybi i spychał je wprost w boleniowe paszcze.
Chociaż nie jest łatwo namierzyć zimową kryjówkę boleni, to wędkarze, którym to się uda mają zapewnione boleniowe żniwa – od listopada aż do marca. Nad wodę mogą się wówczas wyprawiać niemal na pewniaka – po wędkarską przygodę i… po bolenie.
Na koniec parę słów o holowaniu złowionych boleni (bo zakładam, że wyprawa na rapy zakończy się wędkarskim sukcesem). Holowanie dorodnych boleni nie sprawia większych niespodzianek. Można powiedzieć, że boleń jest dżentelmenem. Niemal nigdy nie umyka w pierwszej fazie holu w dół rzeki. Nigdy też nie pędzi w stronę przybrzeżnych chaszczy. Odjeżdża na otwartą wodę, nie wyskakuje, nie robi młynków. I jeśli tylko wędkarz ma dobrze wyregulowany hamulec, jeśli nie zniży niepotrzebnie szczytówki i jeśli zachowa spokój, to po kilku minutach bolenia ma przy brzegu. Oczywiście nie oznacza to, że hol bolenia nie wywołuje emocji. Boleń, zwłaszcza duży, potrafi w pierwszej fazie ucieczki rozwinąć niesamowitą prędkość, potrafi w ciągu dwóch sekund umknąć kilkadziesiąt metrów w bok. Ale zachowując spokój potrafimy te ucieczki zneutralizować i sprowadzić bolenia do naszego podbieraka.
Jakub Kleń