[2016.07.08] W sumie… czas na suma (3)
Dodane przez Administrator dnia 08/07/2016 11:21:01
Po zlokalizowaniu miejsc, w których spotkanie suma jest bardzo prawdopodobne, a wręcz pewne, przychodzi czas na decyzję dotyczącą przynęty. Łowiąc suma dennymi gruntówkami, w charakterze przynęty bardzo często używane bywają rosówki. Problem w tym, że naszą zdobyczą najczęściej stają się wtedy niewielkie sumiki. Pewnym sposobem eliminacji niewielkich sumików jest podniesienie takiej przynęty nad poziom dna. Skutek o jaki nam chodzi osiągamy umieszczając na przyponie, w odległości około 25 centymetrów od haczyka, stosownej wielkości korkowy pilocik, który jest zupełnie obojętny dla zainteresowanej przynętą ryby, a który skutecznie naszą przynętę z dna podnosi.
Przynętą, która gwarantuje złowienie większej sztuki pozostaje żywiec – ukleja, niewielki krąp czy karaś. Po takiej przynęcie możemy oczekiwać złowienia kilkukilogramowego suma. Gdy jednak naszym celem staje się sum 20-kilogramowy, to wymiar naszej przynęty musi wzrosnąć. Zakładany na hak krąp, płoć, okoń czy karaś powinien mieć długość dwudziestu, a nawet dwudziestu pięciu centymetrów. Taka przynęta nie zainteresuje sumowej młodzieży – jeśli sum ją weźmie, będzie to sum kilkunastokilogramowy. Oczywiście, tak dużej przynęcie musi towarzyszyć odpowiednio mocny sprzęt – przypon z plecionki, odpowiednio wytrzymała linka, mocny kołowrotek z odpowiednim zapasem żyłki (duży sum potrafi ciągnąć wędkarską łódź jak holownik) i mocny kij.
A gdy już zarzucimy zaczyna się oczekiwanie na wędkarską przygodę życia. Choćby taką, jaką w swojej książce „Czytać w rzece. Rozumieć ryby” opisał Wacław Strzelecki: „W połowie obiadu pozostawiona swemu losowi wędka nagle pokłoniła się nisko i cicho, lecz z impetem, a zaraz potem kołowrotek zaskrzeczał na alarm. Jeden skok Władka od miski do wędziska, ostre zacięcie i przejęty szept: Jest coś wielkiego! To coś napierało na kij potężnie i prawie spokojnie, wyginało go jak wić i parło głębiną w dół rzeki. Pobladły wędkarz szedł za rybą brzegiem, hamował ją, jak potrafił, ta zaś biła w wędzisko twardo, trzymała się dna, koliście cięła żyłką powierzchnię wody. Tak walczy sum! Ale oto w pewnej chwili nastąpiła zmiana akcji , bo ruch ustał: wędkarz i ryba zatrzymali się w miejscu i tylko szczytówką szarpało potężnie. Nie daje się ruszyć – stęknął ciężko pracujący Włodek. Potem nastąpiło jeszcze kilka raptownych przygięć szczytówki i napór się skończył. Pozostał tylko martwy sprzeciw zawady – ryba poszła z przyponem”.
I właśnie takich przeżyć w lipcowe noce życzę wszystkim wędkarzom. No, może tylko z innym finałem. A na zakończenie, jedna uwaga: sum raczej nie ceregieli się z przynętą. Chwyta ją gwałtownie i z miejsca połyka. Charakterystyczna jest także jego taktyka walki – trzyma się ze wszystkich sił dna. Kołuje, od czasu do czasu zrywa się do ucieczki, niekiedy muruje. Tak czy inaczej, potrafi dostarczyć niezapomnianych emocji.
Jakub Kleń