[2015.11.20] Żegnając sezon nad Dunajcem (II)
Dodane przez Administrator dnia 20/11/2015 19:41:48
Po przyjeździe, by nie marnować pięknie zaczynającego się dnia, zmontowaliśmy sześć zestawów. Ja postanowiłem połowić na żywca oraz na pęczek czerwonych robaków. Leszek też na jednym z kijów postanowił zaczepić żywczyka, a na drugim żwawą rosówkę. Andrzej pozostał przy robakach – na haczykach jego wędek znalazły się czerwone robaki oraz rosówka. Po kilkunastu minutach wszystkie zestawy, powędrowały do wody. Na szczytówka zamontowaliśmy jeszcze sygnalizacyjne dzwoneczki i postanowiliśmy zaopatrzyć się w większą ilość drewna. Bo chociaż święciło piękne słońce, a po przeciwnej stronie Dunajca cieszyły oko jesienne kolory drzew porastających okoliczne wzgórza, to przecież był koniec października i dzień stawał się coraz krótszy. Już o czwartej po południu robił się zmierzch, a my zamierzaliśmy połowić od późnego wieczora. Po zachodzie słońca robiło się też zimno, więc ognisko było niezbędne. Na szczęście w okolicy udało się znaleźć sporo suchych gałęzi, a nawet kilka kawałków grubszych konarów. Po godzinie przy naszym obozowisku mieliśmy już sporą stertę drewna. - Powinno wystarczyć nawet do północy – powiedział Andrzej. Ale ognisko zapalimy około pierwszej po południu. Niezbyt wielkie. Takie, żeby uzyskać odpowiednią ilość żaru, w który włożę przygotowany przeze mnie w domu piknikowy obiad – dodał. Nie spodziewaliśmy się, że Andrzej na tę wyjątkową wyprawę upiekł w domu... kaczkę nadziewaną jabłkami. Teraz, opatulona aluminiową folią, oczekiwała na podgrzanie w ogniskowym żarze.
(Ciąg dalszy za tydzień)
Jakub Kleń
Te grube konary powinny wystarczyć na długo.