ODSZEDŁ JÓZEF SZAJNA
Dodane przez Administrator dnia 03/07/2008 20:01:07
- Przyjechałem tu po swoją młodość – powiedział prof. Józef Szajna podczas spotkania w Ośrodku Kultury im. C.K. Norwida w Nowej Hucie 29 października 2007 r. Było to ostatnie spotkanie artysty z Krakowem i Nową Hutą – miejscem, w którym spędził 11 lat jako scenograf, reżyser i dyrektor Teatru Ludowego. Umawialiśmy się z J. Szajną na obchody 60-lecia Nowej Huty, żartował: - z przyjemnością przyjadę, bo jeszcze chce spotkać się z miastem mojej młodości, z widzami, odbiorcami mojego teatru.
Józef Szajna zmarł 24 czerwca w wieku 86 lat. Był niekwestionowanym autorytetem moralnym i artystycznym. Jednym z największych polskich artystów XX wieku. Gdy dziś czytam wielką księgę poświeconą Szajnie wydaną przed paroma laty, uświadamiam sobie, jak wielka była jego sztuka, jak potrafiła oddziaływać na widza. Uświadomiłem sobie także, że miałem szczęście być gospodarzem jego jubileuszu, który przygotowaliśmy w Ośrodku Norwida w ramach cyklu „Portrety ludzi teatru, filmu, estrady”. I właściwie ten artysta ów cykl zainaugurował. Dzięki Szajnie odbyłem podróż do Warszawy, jego śladami. Byłem w stworzonym przez niego Teatrze Studio, potem w mieszkaniu artysty na Powiślu. Tu w Nowej Hucie towarzyszyłem Szajnie przez dwa dni. Rozmawialiśmy nie tylko o czasach jego pracy w Nowej Hucie, dyskutowaliśmy o wartościach, o patriotyzmie, także i o polityce, którą uważał za narzędzie często źle wykorzystywane. Stronił od polityki, raczej politykierstwa, ale siłą rzeczy chcąc być prawdomównym twórcą narażał się wielokrotnie tzw. czynnikom oficjalnym. Był niezłomny, niesłychanie prawy, uczciwy w życiu i w sztuce. Dążył do prawdy, do ideału.
Wiele już napisano książek i rozpraw o jego twórczości. Na pewno teraz jego sztuka będzie przedmiotem dalszych badań wielu krytyków i teoretyków sztuki, to zrozumiałe. Mnie osobiście utkwił w pamięci taki prosty gest profesora, gdy podzielił się ze mną obiadem. Uśmiechnął się i powiedział, ta porcja jest za duża, będzie dla nas dwóch. O czym wtedy myślał (może o doświadczeniach obozowych, gdzie głód był najczęściej partnerem)? Mówił to do mnie człowiek, którego najwięksi krytycy sztuki na Festiwalu w Sao Paulo w 1989 okrzyczeli jednym z 5 najważniejszych artystów XX wieku. Mówił do mnie człowiek, którego słuchano na wielu kontynentach świata stawiając za wzór artysty i człowieka. Jak mało jest takich artystów, bo wielkość nie zawsze idzie w parze ze skromnością, z wiedzą, czy wiernością. Szajna miał wszystkie cechy wielkości, reprezentował je w życiu codziennym i w pracy twórczej. Mieliśmy się spotkać w Warszawie, ostatnio często rozmawialiśmy telefonicznie. Kiedy pytałem o Nową Hutę zawsze odpowiadał - ... tu w Nowej Hucie, w Teatrze Ludowym rozegrał się pierwszy akt mojej pracy teatralnej, tu zawsze wracam pamięcią, jak do miejsca rodzinnego. Mogłem mieszkać w wielu krajach Europy czy Ameryki, proponowano mi objęcie dyrekcji Teatru w Stanach Zjednoczonych. Nawet nadano teatrowi amerykańskiemu moje imię, ale ja zawsze najlepiej czułem się w Polsce. Tu tworzyłem, pracowałem w wielu teatrach, w Akademii Sztuk Pięknych najpierw w Krakowie, potem Warszawie. Nie wyobrażałem sobie pracy, gdzie indziej. Cieszyły mnie wyjazdy z Repliką, czy innymi pracami, wyprawy w świat, ale zawsze szczęśliwy wracałem do domu.
Profesor Józef Szajna
Panie Profesorze dziękuję za te wszystkie spotkanie i to pierwsze w 1995, kiedy to przyjechałem na rozmowę o Starym Teatrze do jubileuszowego albumu, który przygotowywałem. Potem widzieliśmy się na różnych promocjach, w tym i mojej promocji w Starym Teatrze, w Masce, i wreszcie na jubileuszu 50-lecia Teatru Ludowego. Cieszę się, że byłem pomysłodawcą imprezy u Norwida, gdyż poza wspomnieniem pozostał interesujący materiał, który nakręcił Jerzy Ridan. Dziękuję Profesorze za piękne róże dla mojej żony, jedna zasuszona będzie nam Pana zawsze przypominała.
DARIUSZ DOMAŃSKI
TU, W TEATRZE LUDOWYM, ROZEGRAŁ SIĘ PIERWSZY AKT
Z prof. Józefem SZAJNĄ rozmawia Dariusz Domański
+ DD: Kiedy odbyło się Pana pierwsze spotkanie z Teatrem Ludowym?
- JS: To było w czerwcu 1955. Spotkałem się m.in. z Krystyną Skuszanką i Jerzym Krasowskim. Niestety nie doszło do otwarcia teatru w zaplanowanym przez nas terminie. Po pierwsze z powodu zagrzybiałych cegieł, które sprowadzono z Wrocławia, a z nich właśnie budowano proscenium. Po drugie – wszechmocny Włodzimierz Sokorski – ówczesny minister kultury nie mógł przyjechać na 1 grudnia, dlatego uroczystość inaugurująca działalność Teatru Ludowego miała miejsce 3 grudnia.
+ DD: Jaka była pana najważniejsza realizacja w tym teatrze?
- JS: Spędziłem w Ludowym 11 lat w roli scenografa, to było najbardziej twórcze...
+ DD Artysty malarza tworzącego dekoracje, inscenizacje plastyczne, gdyż Kantor nie uznawał pojęcia scenografii w oderwaniu od malarstwa.
- JS: Ja to nazywam TEARTEM, łączę scenografię z malarstwem, reżyserię z inscenizacją. Kiedy przyszedłem do Nowej Huty, myślałem o nowatorskim teatrze. Pewną satysfakcje mam z tego, że rzeczy, które myśmy rozpoczynali, gdzieś w krakowskich teatrach są utrwalone. Trudno jest mi mówić o jednej konkretnej inscenizacji.
+ DD: Czy nowohucki Teatr Ludowy konkurował wtedy z teatrami krakowskimi?
- JS: Był w jakimś sensie przeciwwagą, ale uważam, że wówczas Stary Teatr w Krakowie był bardzo stary, tak z nazwy, jak i z treści. My tworzyliśmy w Nowej Hucie młody teatr. Stary Teatr miał raczej bulwarowy charakter, grano w nim Krowoderskie Zuchy czy Moralność Pani Dulskiej, zaś Teatr im. J. Słowackiego był wielką trumną historii, pustą, gdzie obok Lope de Vegi wystawiano np. Tragedię optymistyczną. Najbardziej z krakowskich scen zaznaczała się Groteska, wnosząc nowy powiew sztuki m.in. dzięki plastykom.
+ DD: A skąd pomysł, żeby zacząć od Wojciecha Bogusławskiego, więc od narodowego, tradycyjnego dzieła?
- JS: To był wymóg polityczny. Premiera Krakowiaków i Górali według inscenizacji Leona Schillera w reżyserii Wandy Wróblewskiej z dekoracjami Władysława Daszewskiego, miała od razu nobilitować ten teatr, dowieść, że nie jest to scena prowincjonalna powstała pod Krakowem. Wtedy Nowa Huta nie była jeszcze dzielnicą Krakowa.
+ DD: Wiele przedstawień budziło kontrowersje, nie tylko krytyki, ale wszechpotężnej cenzury?
- JS: Rewizor Gogola był źle widziany, podobnie jak Zamek Kafki. Dlatego po 11 latach odszedłem z Ludowego, trochę już zmęczony. Ale cenie sobie ten pot i pracę z zespołem wysoko. Teatr Ludowy to bardzo ważny rozdział w moim życiu artystycznym. Pracowałem tu z wieloma wybitnymi aktorami, że wspomnę Witolda Pyrkosza, czy Izabelę Olszewską.
+ DD: Teatr Ludowy to zatem nie tylko mały epizod w pana twórczości.
- JS: Na pewno nie! Ja dziele swoje życie i pracę na trzy akty. Tu w Ludowym rozegrał się pierwszy akt...