[2014.08.22] CO NAM PRZYNIESIE DEFLACJA?
Dodane przez Administrator dnia 22/08/2014 15:08:18
Po raz pierwszy od 1989 roku w lipcu odnotowano w Polsce średni spadek cen dóbr i usług o 0,2 procent, liczonych w porównaniu do lipca 2013. Takie zjawisko nazywa się deflacją. Bardziej znana nam jest inflacja, czyli wzrost cen w porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego. Inflacja dała się nam we znaki w trakcie transformacji przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, bo sięgnęła nawet ponad 500 procent w roku 1990. Później inflacja zaczęła spadać i była dwucyfrowa do roku 1998, by zejść do jednocyfrowej w 1999 roku. W XXI wieku inflacja zaczęła schodzić poniżej 5 procent, z tendencją malejącą nawet do 0,9 proc. w roku 2013. Szacuje się, że w tym roku inflacja może wynieść ok. 0,6 procenta. Nasza deflacja na razie pojawiła się w skali jednego miesiąca tj. lipca bieżącego roku, porównywanego do lipca ub. roku. I jak wynika z prognoz mimo, że może jeszcze wystąpić w następnych miesiącach to nie powinno wpłynąć na prognozę roczną, a ewentualnie jeszcze nieco obniżyć inflację roczną. Natomiast nie powinna wystąpić deflacja w skali tego roku. Chyba, że proces będzie się pogłębiał i w przyszłym roku może dojść do deflacji.
Co oznacza deflacja dla gospodarki, a przede wszystkim dla nas zwykłych zjadaczy chleba? Dla gospodarki w skali makro jest to niebezpieczne zjawisko. Do budżetu państwa bowiem zaczyna wpływać mniej pieniędzy. Zadłużenie państwa, które jest naszym udziałem, zaczyna się pogłębiać. Spłata rat długu, wykup obligacji, zabierają pieniądze na inne wydatki, choćby inwestycje. Ten scenariusz przerabiała Japonia, gdzie deflacja przez 10 lat uniemożliwiała wzrost gospodarczy, a tym samym rozwój kraju. Gdy spadek cen jest powszechny, to ludzie powstrzymują się z zakupami i czekają na jeszcze niższe ceny. Po co mam kupować telewizor czy lodówkę jak wkrótce będzie ona jeszcze bardziej tańsza. Taka motywacja jest zabójcza dla gospodarki bo spada potencjał nabywczy. Producenci obniżają ceny, ale do czasu. W którymś momencie zaczynają zwijać produkcję, obniżać płace, a nawet zwalniać ludzi z pracy.
Na szczęście nie jesteśmy w sytuacji Japonii. Nasza deflacja jest na razie minimalna i powinna raczej przynieść dobre skutki. Ten spadek cen o 0,2 proc. w Polsce dotyczy głównie żywności, a ją przecież musimy kupować na bieżąco, bo obiadu nie da się odłożyć na przyszłość. Mało tego jeśli zaoszczędzimy na wydatkach związanych z żywnością to zostaną nam pieniądze na ubrania, sprzęt RTV i AGD, a także na inne cele, co zwiększy ich zakupy i napędzi to produkcję, a także sferę usług. Jednak to jest dobre teraz na początku deflacji. Gdyby ten proces się pogłębiał to uderzy to w ważną sferę naszej gospodarki jaką jest rolnictwo. Wszyscy ekonomiści już zadają sobie pytanie jak wpłynie na nasz wzrost gospodarczy.
Wszystko zależy od dalszego rozwoju sytuacji międzynarodowej. Nie wiadomo dokąd doprowadzi nas wojna restrykcyjna z Rosją, która jest potężnym konsumentem żywności w dużej mierze sprowadzonej z zewnątrz. Rosyjskie embargo dotyczy nie tylko Polski, ale i innych krajów Unii Europejskiej. Teraz i tam będą nadwyżki nie wyeksportowanej żywności i nam będzie trudno cokolwiek z tego asortymentu do tych krajów sprzedać. Nie daj Bóg, aby sankcje się rozwinęły na branżę energetyczną, bo wtedy może dojść do ogólnego krachu gospodarczego, a rozważania o deflacji zejdą wówczas na dalszy plan.
SŁAWOMIR PIETRZYK