[2014.04.17] CZAS POMYŚLEĆ O BOLENIACH
Dodane przez Administrator dnia 17/04/2014 22:28:12
Można już zacząć myśleć o boleniach, ale pamiętać trzeba, że okres ochronny tej ryby kończy się dopiero za parę dni, tzn. z końcem kwietnia. A więc w przyszły czwartek, 1 maja, ze spokojny sumieniem można się będzie wybrać nad Wisłę czy Dunajec i spróbować zapolować na tę niezwykłą rybę. Dlaczego niezwykłą. Bo z jednej strony, boleń należy do karpiowatych i swoją budową specjalnie od tej rodziny nie odstaje. Z drugiej jednak strony, boleń to drapieżnik, który swoją drapieżnością nie odstaje od sandacza. A trzeba pamiętać, że dorosły boleń żywi się niemal wyłącznie rybami.
Bolenie, zwane często rapami, to ryby wielkich emocji. A jednocześnie ryby niełatwe do złowienia. Znam wędkarzy, którzy po kilku, nieudanych próbach złowienia boleni, na zawsze je sobie odpuszczają. Bywają jednak takie dni, w których na bolenie spada wręcz jakiś amok. Przez kilka godzin wydają się tracić wszelki rozsądek, wszelką czujność. Przestają być ostrożne i przebiegłe. Na całej rzece biją we wszystko, co tylko się rusza. Czy to będzie klasyczna boleniówka, czy wąska i dość ciężka wahadłówka, wobler, twister, czy to będą jigi albo niewielkie obrotówki o srebrzystej paletce … Walą we wszystko. Takie napady goleniowej agresji zdarzają się pod koniec wiosny – gdzieś z końcem maja i na początku czerwca. Woda co kilka, kilkanaście sekund wręcz burzy się wtedy od wyskoków potężnych ryb, a stada drobnicy raz za razem szumią pod powierzchnią. W takiej sytuacji, nawet początkujący spinningiści mają spore szanse na złowienie boleniowego kompletu. Później wszystko się uspokaja, a bolenie jakby znikają.
Zapewne każdy spinningujący próbował na początku swojej wędkarskiej kariery zapiąć na błystce rapę uganiającą się po zastoiskach za główkami, u ujścia nieprzepływowych łach. Sukces przychodził jednak dość rzadko. Więcej było emocji, złości, rozczarowania i zniechęcenia. Dopiero później przychodziła wiedza, że polowanie na bolenia w stojącej wodzie przypomina najczęściej ślęczenie nad jednorękim bandytą w kasynie – jak zgrabnie ujął to jeden z doświadczonych wędkarzy. W wodzie płynącej daje się łowić bolenie w sposób – jeśli można tak powiedzieć – planowy. Drapieżnik atakuje w miejscach łatwiejszych do wypatrzenia, przewidzenia, powtarza ataki z dokładnością do kilku centymetrów. A ze względu na nurt, ma mniej czasu na dokładniejsze przyglądnięcie się zdobyczy.
Do boleni trzeba mieć cierpliwość i nie należy wstydzić się śmieszności w trakcie podchodzenia do łowiska. Bolenie bowiem na pojawienie się wędkarza w polu ich widzenia reagują zaprzestaniem żerowania. Co prawda, po chwili potrafią żerowanie podjąć na nowo i bić w drobnicę, wręcz pod nogami wędkarza, ale na żadną podsuwaną przez niego przynętę nabrać się nie dają. Warto więc zachować szczególną ostrożność, do brzegu podejść nawet na kolanach, ba, nawet podczołgać się do niego, wykorzystać wszelkie możliwe osłony, krzaki, drzewa. A wszystko po to, by wreszcie na kiju poczuć potwornie mocne uderzenie bolenia w podesłaną mu przez nas przynętę. A takiego uderzenie nie zapomina się nigdy.
Jakub Kleń