[2014.03.13] JAK SPRZEDAJEMY SUWERENNOŚĆ…
Dodane przez Administrator dnia 13/03/2014 14:35:35
Ostatnio jesteśmy pod wrażeniem sytuacji na Ukrainie. Wspieramy naszych sąsiadów w obronie swoich granic i staramy się nie dopuścić do utraty części terytorium tego państwa. Okazuje się, że nie za bardzo mamy na to wpływ, bo na naszych oczach odbywa się aneksja Krymu. Potężny sąsiad Rosja, mająca tendencje mocarstwowe, robi co chce i stawia cały świat przed faktami dokonanymi. Okazuje się, że polityka to gra interesów, w których na pierwszym miejscu są po prostu pieniądze. Zachód ma zbyt wiele do stracenia i poza słownymi groźbami, nie kwapi się do wdrożenia konkretnych represji ekonomicznych, bo obawia się zwrotnych reakcji i zakręcenia przysłowiowego kurka gazowego.
Co tam aneksja Krymu przez obce mocarstwo, gdy my spokojnie pozbywamy się w Polsce użytków rolnych na rzecz zagranicznych nabywców. Są takie miejsca w naszym kraju, gdzie ponad połowa ziemi ornej jest już w rękach zagranicznych kontrahentów. Nie zdziwię nikogo, gdy powiem, że dotyczy to województw na zachodzie naszego kraju. W takim województwie zachodniopomorskim cudzoziemcy, od początku transformacji, od państwowej Agencji Nieruchomości Rolnej wykupili pół miliona hektarów ziemi. Jak to się dzieje, gdy obecnie nasze prawo zakłada ograniczenia w sprzedaży ziemi cudzoziemcom do roku 2016?
Okazuje się, że cudzoziemiec potrafi… wykiwać Polaków. Obecnie odbywają się transakcje kupna polskiej ziemi na tzw. „słupa”. Nasi podstawieni rodacy podpisują akty notarialne w Berlinie, a gdy zostaną ujawnione w 2016 roku, grunty już bez problemu trafią do Niemców. Dzisiaj bywa, że taki „słup”, gospodarujący na 1 hektarze, przyjeżdża na przetarg ogłaszany przez ANR i wyciąga z za pazuchy 9 mln zł i nikt go nie pyta, skąd ma takie pieniądze!? Jeszcze częściej naszą ziemię kupują zagraniczne spółki, które tworzą spółki córki z udziałem polskiego kapitału i te spółki wygrywają przetargi. Jeden jest efekt, ziemia trafia w obce ręce. Powoli stajemy się narodem bez ziemi. Nikomu chyba nie muszę tłumaczyć, że ziemia to nasze srebra rodowe. Jeśli się ich pozbędziemy to utracimy coś więcej niż grunt…
Zrozumieli to już dawno rządzący w rozwiniętych państwach europejskich. W większości państw zachodniej Europy wprowadzono szereg obostrzeń w pozbywaniu się gruntów ornych. W jednych krajach wymaga się, żeby nabywca był rolnikiem w kolejnym pokoleniu, a w innych stawia się wymóg znajomości rodzimego języka. Są państwa, które zezwalają na sprzedaż gruntów tylko osobom fizycznym. Jeżeli taki rolnik zacznie pracować w mieście, to musi ziemię odsprzedać. Często na sprzedaż ziemi jest potrzebna zgoda samorządu rolniczego lub lokalnych władz. W Danii przepisy są tak restrykcyjne, że ziemię praktycznie może kupić tylko Duńczyk.
A u nas pozbywamy się lekką ręką ziemi, która nie tylko nas żywi, ale jest częścią naszego suwerennego terytorium. Są tacy, którzy mówią, że nie trzeba wojny, aby ziemie zachodnie trafiły w ręce cudzoziemców i to dziwnym zrządzeniem losu pochodzących z jednego sąsiedniego kraju. Nie muszę tłumaczyć, że państwo w którym ziemia jest w obcych rękach faktycznie traci część swojej suwerenności. I wszystko to dzieje się po cichu i bez większego rozgłosu. Sprzedaliśmy już banki i co atrakcyjniejsze kąski naszej gospodarki, a teraz przyszedł czas na ziemię. Czas najwyższy powstrzymać ten proces.
SŁAWOMIR PIETRZYK