[2013.02.15] ZA DWA TYGODNIE MARZEC
Dodane przez Administrator dnia 15/02/2013 17:53:17
Za dwa tygodnie marzec, a więc czas przedwiośnia. Czas odradzających się na nowo do życia łąk, pojawiających się świeżych wierzbowych pędów, czas specyficznego zapachu ziemi rozmiękłej po zimowych miesiącach. A dla wielu wędkarzy to także czas pierwszych, po zimowej przerwie, wypraw nad wodę.
Wczesną wiosną szczególnie lubię rzeki – i te duże i te niewielkie, często zwykłe strumyki. Zwłaszcza w tych ostatnich, w cieplejsze dni łatwo zaobserwować budzące się po zimie życie. Wiosenne rzeki czy rzeczki niemal zawsze wzbierają. Wzbierają mniej lub bardziej, ale wzbierają. Jak bardzo wzbierają? To zależy to oczywiście od grubości pokrywy śnieżniej, od wiosennych opadów deszczu, a nawet od tego, jak nagle przyszło ocieplenie oraz jak wysokie były temperatury w dzień i w nocy. W chałupach można jeszcze dzisiaj usłyszeć opowiadania o wiosennych rozlewiskach, które zalegając na łąkach przez dłuższy czas powodowały gniecie rosnących na nich roślin. Woda najszybciej podnosi się w niewielkich górskich i podgórskich strumykach. Potoki takie płyną czasami głębokimi wąwozami, ale dosłownie w ciągu paru godzin taki wąwóz potrafi cały wypełnić się wodą, a skromny dotąd potok zamienia się w rwącą, pędzącą naprzód i niszczącą wszystko, co tylko napotka na swojej drodze, rzekę. Ale i w dużych rzekach widać, że w górach topnieje śnieg – bo woda w takiej rzece wyraźnie wyższa, często spieniona, o mętnej, brunatnej barwie.
Cieplejsze dni i bezmroźne noce powodują wiosenne ożywienie ryb. Niektóre gatunki przystępują do tarła tuż po zejściu lodów, niemal zaraz przy pierwszych ociepleniach. Inne kończą dopiero wykształcanie ikry i mlecza, odżywiając się na potęgę, instynktownie „wiedząc”, że od diety zależeć będzie zarówno ilość oraz jakość komórek rozrodczych jak i samo tarło.
Gdy wodę nagrzewają promienie wiosennego słońca, ryby wychodzą na płycizny, gdzie woda nagrzewa się najłatwiej. Można nawet spotkać starych mieszkańców nadrzecznych wiosek, którzy opowiadają, że w takie dni ryby wychodzą na łąki. I w jakimś sensie wychodzą. Bo podtopione łąki, podtopione orne pola czy przybrzeżne zarośla dostarczają szykującym się do rozrodu rybom mnóstwo pożywienia. Wypłukiwane z gleby larwy owadów, dżdżownice czy inne bezkręgowce, to ulubione dania większości gatunków. A przecież na zalanej łące sporo jest również przeróżnych nasion czy kiełkujących roślin. To tam swoje gody zaczynają odbywać żaby – wiosenny przysmak wygłodniałych po zimie drapieżników. Takie wiosenne rozlewiska często bywają niezłymi łowiskami.
Później woda zaczyna opadać. I jeżeli odbywa się to w miarę powoli, większość ryb spływa wraz z wodą do głównego koryta rzeki. W odciętych od głównego nurtu starorzeczach czy przyrzecznych dołkach zostają tylko spóźnialskie. I dni ich żywota najczęściej bywają policzone. Nawet nie dlatego, że odcięty od rzeki zbiornik wyschnie. Na odludziu zapewne doczekałyby kolejnego przyboru, a może nawet kolejnej wiosny. Najczęściej padają łupem mieszkańców pobliskich wiosek. Odcięte w takich dołkach ryby przez stulecia traktowane były jako dar, który przyniosła natura. I nie zmienią tego żadne przepisy – tym bardziej, że większość takich dołków znajduje się na gruntach prywatnych. A jak wiadomo, chłop na zagrodzie równy wojewodzie. Jego dołek – jego ryby.
Jakub Kleń