[2013.02.07] WSPOMNIENIE LATA (III)
Dodane przez Administrator dnia 07/02/2013 22:37:12
Dzisiaj chciałbym poświęcić parę słów łowiskom niedocenianym, przez wielu zbywanym pogardliwym uśmiechem, a przez innych w ogóle nie zauważanym. Myślę oczywiście o przeróżnych małych stawach, wyrobiskach, jeziorkach, a niekiedy niemal oczkach wodnych, spotykanych w czasie urlopowych wędrówek - a to w lesie, a to na skraju łąki, a to w pobliżu większej czy mniejszej rzeki… Jedne niemiłosiernie zarośnięte wokół całej swojej powierzchni trzcinami, inne pokryte rzęsą wodną, jeszcze inne pełne moczarki i grążeli. Jeszcze inne praktycznie bez roślinności. Lubię zarzucić przynętę w taką nieznaną mi wcześniej wodę. I niekiedy dość szybko okazuje się, że znalazłem wyśmienite łowisko linów, karasi czy płoci, a czasami przyzwoitych szczupaków i sandaczy.
W niewielkich akwenach miejsca gromadzenia się ryb są stosunkowo łatwe do ustalenia. Przy spokojnej wodzie zdradzają je fale czy pęcherzyki gazu z dna, a w małych stawach o w miarę czystej wodzie, kiedy jest dobra widoczność, ryby po prostu widać. Oczywiście w ocenie tego czy w akwenie żyją ryby, pomóc nam może również uważna obserwacja nieznanego nam wcześniej łowiska. Wydeptana wśród trawy i trzcin wąska ścieżka nad wodę czy rybie łuski obecne na brzegu (wielu wędkarzy lubi oporządzić złowione ryby nad wodą), to nieomylne znaki, że w odkrytym przez nas stawie są ryby i że warto się na nie zasadzić.
W takich niewielkich akwenach łowię zazwyczaj lekkim sprzętem i używam stosunkowo krótkiego wędziska. Po prostu z krótszym kijem łatwiej forsować zarośla, a wyholować nim można nawet zupełnie przyzwoite ryby. Chyba, że jestem pewien, iż w akwenie żyją prawdziwe okazy karpia lub lina, wtedy dobieram odpowiednio mocniejsze żyłki i karpiowe kije.
Łowiąc w takich niewielkich stawach czy jeziorkach, nie warto doktoryzować się z zakresu przynęt. Przynęty nie muszą być wymyślne. Ryby z niewielkich łowisk, najczęściej lekceważonych przez ogół wędkarzy, nie nauczyły się omijać kęsków zaczepionych na haczyków, nie nauczyły się wybrzydzać. Po prostu presja wędkarska na takich łowiskach najczęściej jest znikoma. Dlatego wystarczy zacząć od najbardziej typowych białych robaków, czerwonych gnojaczków, pęczaku czy pszenicy. Czasami sukces przynosi nawet kawałek zwykłej bułki albo skórka chleba. A jeśli wiemy, że w akwenie żyją drapieżniki, warto zarzucić niewielkiego żywczyka lub przeczesać zbiornik obrotówką.
I oczywiście nie przesadzamy z zanętą. W takich niewielkich zbiornikach naprawdę potrzeba jej bardzo niewiele. Tylko tyle, by zatrzymać rybę w miejscu. W charakterze zanęty wystarczy nawet zmoczony i przetarty chleb. A jeśli do tak przygotowanej zanęty dodamy trochę białych czy siekanych czerwonych robaków, sukces niemal murowany. Notabene, takimi siekanymi czerwonymi robakami skutecznie nęci się okonie. Później na haczyk zakładamy również czerwonego robaka. W niejednym takim niewielkim zbiorniku można przecież spotkać także okonie. Co prawda, najczęściej nie są specjalnie wyrośnięte, ale złowienie czterech czy pięciu dwudziestocentymetrowych przedstawicieli tego smacznego gatunku na kolację zupełnie wystarczy.
Jakub Kleń