[2012.07.12] LESZCZOWE ŁOWY W ZESŁAWICACH (II)
Dodane przez Administrator dnia 12/07/2012 11:58:57
Brania zaczęły się po godzinie. Najpierw nerwowo zapiszczał sygnalizator na kiju Leszka. Pierwsze branie, wiadomo, zawsze budzi sensację, więc obaj z Andrzejem, szybko znaleźliśmy się przy stanowisku naszego kolegi. Dźwięk umilkł. Bombka także tkwiła nieruchomo, ale po chwili zaczęła lekko osuwać się w dół, a później dość zdecydowanie poszybowała w górę. Leszek zaciął. Po szczytówce jego kija widzieliśmy, że zacięcie nie było puste, ale musieliśmy poczekać dwie minuty, żeby zobaczyć efekt tego zacięcia. Wreszcie „efekt” znalazł się w podbieraku. Był to pierwszy tego zesławicki leszcz. Całkiem przyzwoity, ze złotawym odcieniem łuski. Mierzył trzydzieści sześć centymetrów.
Po chwili emocje związane z pierwszą rybą minęły, a tu Leszek ma następne branie. I znów wyciągnął leszcza. Tym razem ryba mierzyła trzydzieści cztery centymetry. – No, no – powiedział Andrzej. – Żeby tylko nie skończyło się na tym, że ty nawyciągasz leszczy, a my zostaniemy o suchych siatkach.
Na wszelki wypadek, na haczyki jednego z naszych zestawów założyliśmy – sprawdzoną tego dnia przez Leszka przynętę: ziarno kukurydzy okraszone białym robakiem. Nie minęła godzina i w siatce miałem dwa własne leszcze, Andrzej trzy, a Leszek jeszcze dodatkowe dwa. Tak więc tego dnia złowiliśmy razem 9 leszczy. Wszystkie powyżej trzydziestu centymetrów.
Jakub Kleń


Leszczyk jak malowany.