CIEPŁO, CIEPLEJ… WIOSNA
Dodane przez Administrator dnia 12/03/2021 17:08:29
„Bo już bocian przyleciał do rodzinnej sosny
I rozpiął skrzydła białe, wczesny sztandar wiosny;
A za nim, krzykliwymi nadciągnąwszy pułki,
Gromadziły się ponad wodami jaskółki”
A. Mickiewicz, „Pan Tadeusz”


Mówi się, że „w marcu jak w garncu” – w istocie miesiąc ten jest niezwykle chimeryczny i zmienny. Jednakże to właśnie wówczas, kiedy dni są coraz dłuższe, a słońce mocniej przyświeca, powoli zaczyna budzić się wiosna. Jej nadejście otwierało też nowy rozdział w życiu mieszkańców ziemiańskich siedzib.
Wiosna to, po zimowym odpoczynku, czas ożywienia i wzmożonej pracy. W okresie tym rozpoczynają się prace na roli, w domach zaś ruszają wiosenne porządki. Nie inaczej było w dworskich majętnościach. Gospodarz, gdy tylko pozwalała na to pogoda, udawał się w pole, gdzie nadzorował orkę i zasiewy. Jeśli wiosenne roztopy uniemożliwiały robotę na zagonach, to ziemianin zlecał swoim pracownikom inne zajęcia związane z naprawą szkód wyrządzonych przez mrozy i śniegi, czyli łatanie dziurawych dachów, naprawa murów, uszczelnianie grobli. Z kolei gospodynie wiosnę witały wielkim praniem. W pralniach czyszczono i krochmalono bieliznę stołową i osobistą, firanki oraz zasłony. Każda szanująca się pani domu miała swoje sprawdzone sposoby na odświeżanie odzieży i odplamianie uporczywych zabrudzeń.
Gdy marcowe słońce przygrzewało coraz mocniej kobiety zaczynały bielić płótno, które utkały przez zimę. Ziemianki zajmowały się także farbowaniem tkanin naturalnymi barwnikami oraz naprawą znoszonej, podartej odzieży. Co ciekawe, mimo iż maszyna do szycia była w XIX wieku znana polskim gospodyniom, to początkowo nie darzyły ją one zbytnią estymą. Po pierwsze praca na niej uchodziła za ciężką i niezdrową. Po drugie mieszkanki dworu nie afiszowały się z przerabianiem na maszynie starej, nieco uszkodzonej odzieży, gdyż zajęcie to uznawano za niezbyt eleganckie. Stąd też wytworne panie domu wolały najmować do tego typu prac szwaczki, same natomiast zajmowały się robótkami ręcznymi, z którymi modnie i w dobrym tonie było pokazywać się w towarzystwie.
Dworskie prace obejmowały też bielenie pomieszczeń, mycie i malowanie okien, zamiatanie obejścia, czyszczenie studni. W pobliskim sadzie przycinano i szczepiono drzewka, grabiono zleżałe liście.
Nadejście wiosny witano także w bardziej symboliczny sposób – otóż wiele obrzędów miało na celu wyrzucenie wszelkiego zła i chorób, jak i również zapewnienie urodzaju. Dlatego, chcąc pozbyć się resztek zimy w środę popielcową topiono w stawach bądź rzekach tzw. bałwana. Zwyczaj ten, rozpowszechniony głównie na ziemiach Kielecczyzny, polegał na zagonieniu przystrojonego w pędy grochowin parobka do pobliskiego stawu. Tam zdzierano z niego to zielsko po czym wrzucano je do wody. Po tak symbolicznym akcie odegnania złego ducha ruszano do karczmy, gdzie tłumnie świętowano zakończenie zimy. Natomiast, znany nam do tej pory, zwyczaj topienia lub palenia Marzanny, czyli kukły odzianej w kobiece stroje, wiązał się z czwartą niedzielą Wielkiego Postu (tzw. Białą Niedzielą). Kultywowany był także obyczaj Gaika (niekiedy zwany też Maikiem) będącego zieloną, świerkową bądź sosnową, gałązką sowicie przybraną w kolorowe wstążki, którą obnoszono po wsi. Zarówno Marzanna jak i Gaik to obrzędy zapowiadające Wielkanoc. Okres Wielkiej Nocy miał dla mieszkańców folwarku szczególnie znaczenie. Był bowiem czasem, w którym głęboka duchowość łączyła się z dużym przepychem… ale o tym będzie jeszcze mowa.
Anna Kolasa