[2011.08.18] RYBA ŻYCIA
Dodane przez Administrator dnia 18/08/2011 15:00:29
Dzisiaj oddaję tę szpaltę Jarosławowi Kurkowi. Okazja jest szczególna. Zresztą sami się przekonacie.
Jakub Kleń



RYBA ŻYCIA
Na Zalewie Nowa Huta wędkuję od 32 lat. Od 10 sezonów coraz bardziej nastawiam się na łowienie tutejszych sumów. Do tej pory wyholowałem już kilkanaście sztuk, w tym 4 ryby o wadze ponad 25 kg. W zeszłym roku nie doczekałem się nawet sumowego brania, za to kilku kolegów miało na wędkach bardzo duże sztuki, którym nie byli w stanie dać rady. Dlatego odłożyłem na bok szczupakowy sprzęt i zacząłem spiningować ciężkim, łososiowym zestawem: wędzisko Hardy`ego o długości 3,05 m i ciężarze wyrzutowym 40-80 g zbrojone przez Zbigniewa Kawalca z Lublina, kołowrotek ABU-Cardinal 77 z nawojem 250 m żyłki stroft 0,35 mm, i obrotówki Mepps nr 5 uzbrojone w kotwice VMC 1/0. Czasami trochę od tego bolały ręce i kręgosłup, ale czego się nie robi dla spełnienia marzeń.
Dwunastego sierpnia (w piątek) jak zwykle spiningowałem od świtu. Łowiłem w pobliżu wejścia na basen. Nigdzie nie było widać nawet śladu żerowania ryb. Kiedy o 4.45 poczułem potężne uderzenie, od razu wiedziałem, że to duży sum. Solidnie zaciąłem, poprawiłem, a potem to już tylko mocno trzymałem się wędki. Ryba niepowstrzymanie parła na środek. Hamulec kołowrotka miałem tak ustawiony, żeby dać jej maksymalny możliwy opór. Moją jedyną szansą było zmęczyć suma, zanim uda mu się wejść w zaczepy przy wyspie. Na szczęście łososiowy sprzęt spisał się bez zarzutu. Pierwszą, najgroźniejszą ucieczkę, udało mi się zatrzymać już po niespełna stu metrach. Potem mozolnie dopompowałem suma w pobliże brzegu. Następne odjazdy były zaledwie kilkunastometrowe. Mocny paraboliczny kij szybko zmęczył rybę. Kiedy wreszcie zobaczyłem ją na powierzchni, oszacowałem, że ma grubo powyżej 20 kilogramów. Przeraziło mnie co innego. Kotwica pomarańczowego meppsa aglia fluo nr 5 tkwiła dwoma grotami na zewnątrz pyska, w okolicy nozdrzy. Przedłużanie holu groziło obluzowaniem kotwicy i wypięciem się ryby. Natychmiast zluzowałem hamulec kołowrotka „o oczko” i naszykowałem osękę. Pierwsze podprowadzenie ryby, próba zaczepienia jej za dolną szczękę i... pudło. Sum wywinął połowę salta w powietrzu i ciężko chlapnął z powrotem do wody. Na szczęście błystka trzymała. Jak się potem okazało, osęka ześlizgnęła się po szczęce, i tylko uszkodziła skórę na policzku. Przez kilka następnych chwil sum ze wszystkich sił bronił się przed ponownym dociągnięciem do brzegu. Skapitulował po 28 minutach od zacięcia. Tym razem zahaczyłem go już pewnie i wyślizgnąłem na brzeg po pochyłym głazie.
Nie chciałem wprost wierzyć, kiedy po dokładnym zmierzeniu okazało się, że sum ma aż 197 cm. Był to samiec o wadze 40,37 kg. Miał nieproporcjonalnie mały pysk i bardzo krótkie wąsy. Ogromny żołądek okazał się pusty.
To mój życiowy rekord i jednocześnie największa ryba, jaką kiedykolwiek złowiono w Zalewie. Jej wypreparowany łeb zawiśnie na ścianie jako ozdoba kolekcji trofeów, a ja dalej będę łowił ciężkim sprzętem, i marzył. W Zalewie pływają jeszcze co najmniej dwa bardzo duże sumy.
Jarosław Kurek.