NOWY METROPOLITA KRAKOWSKI SPOTKAŁ SIĘ Z MIESZKAŃCAMI NOWEJ HUTY
Dodane przez Administrator dnia 31/03/2017 18:21:46
W piątek 17 marca, dokładnie w 60 rocznicę postawienia i poświęcenia krzyża na os. Teatralnym, do obrony którego stanęli później mieszkańcy Nowej Huty, Arkę Pana nawiedził abp Marek Jędraszewski. Sanktuarium w Bieńczycach było kolejnym przystankiem metropolity krakowskiego na drodze pielgrzymowania po kościołach stacyjnych archidiecezji krakowskiej. W wypełnionej po brzegi Arce dostojnego gościa powitał ks. proboszcz Edward Baniak, wyrażając radość, że w murach tej świątyni, która ma tak sławną historię w Polsce, w Europie i na świecie, może gościć nowego metropolitę. Wspomniał też o kard. Karolu Wojtyle, który zostawił tutaj dużo swojej troski, który razem z ludem Nowej Huty modlił się tu, cierpiał i pracował.
Abp Marek Jędraszewski w piątkowy wieczór przewodniczył Eucharystii odprawionej w Arce Pana w asyście kilkudziesięciu księży. W wygłoszonej homilii metropolita krakowski podkreślił, iż w treść każdego piątku, a zwłaszcza tych w okresie Wielkiego Postu, wpisane jest cierpienie i krzyż. Nawiązując do 60 rocznicy poświęcenia Krzyża Nowohuckiego, metropolita powiedział: „Postanowiono wznieść Nową Hutę jako miasto bez Boga, ogromne skupisko ludności bez kościoła. Ludzie czuli się wobec siebie obcy, niekiedy wrodzy, brakowało poczucia jedności, nic ich nie scalało, tym bardziej, że głoszono w tych czasach walkę klas, sądząc że właśnie ta walka da upragnione szczęście i postęp ludzkości. Jednak ludzie, którzy tutaj przyszli – wasi ojcowie i krewni – wiedzieli, że potrzebny jest krzyż i potrzebny jest kościół, i konieczne jest głoszenie Ewangelii, czyli radosnej nowiny o zbawieniu wysłużonym nam przez Pana naszego Jezusa Chrystusa.
Dlatego dokładnie 60 lat temu, 17 marca 1957 roku wzniesiono tutaj krzyż jako zapowiedź wzniesienia kościoła. Dokonało się to w czasach szczególnych w ramach tzw. odwilży październikowej 1956 roku. Ale zanim był październik 1956 roku, to był czerwiec 1956 roku w Poznaniu. Ja to pamiętam jako małe dziecko. Te czołgi na ulicach miasta, około 100 ludzi zamordowanych, upominających się o prawo, wolność chleb i o Boga. Bo takie pieśni śpiewano wtedy na placu zwanym wówczas Placem Stalina. Dziś jest to Plac Mickiewicza. I domagano się wypuszczenia z więzienia kard. Wyszyńskiego oraz innych biskupów. To na skutek tych wydarzeń doszło do zmiany ekipy rządzącej i pewnej nadziei, która zaistniała, a której symbolem był powrót kard. Wyszyńskiego z wygnania w Komańczy do Warszawy. Ale szybko się okazało, że to otwarcie na Kościół i na chrześcijaństwo było czysto taktyczne, bo już w 1958 roku zaczęły się pierwsze trudności. A potem to, co miało miejsce tutaj w roku 1960 – walka z krzyżem 27 kwietnia i te ofiary, o których nie możemy zapomnieć, a które sprowadzają się do suchych liczb mówiących o tym, że aresztowano 493 osoby, w tym 25 kobiet, 50 osób nieletnich, że 87 osób skazano na kary więzienia od 6 miesięcy do 5 lat, że przeciwko 119 osobom wytoczono sprawy w kolegium ds. wykroczeń, ukarano wysokimi grzywnami, że kilkadziesiąt osób pozbawiono pracy, bo się upomnieli o krzyż, bo nie wyobrażali sobie życia prawdziwie człowieczego, bez krzyża, bez Chrystusa, którego krzyż jest najgłębszym symbolem. Potem te lata zmagań po to, by powstał ten kościół, a potem inne, aby Nowa Huta była miastem człowieczym, tzn. miastem, gdzie są ludzie wierzący w Boga i na fundamencie Boga budujący swoją codzienność i swoją nadzieję na przyszłość.
Bo raz jeszcze tutaj, w tym miejscu spełniły się czytane dziś słowa Ewangelii, że kamień węgielny, którym On jest i którego odrzucili Żydzi, jest prawdziwie kamieniem, na którym buduje się Kościół i buduje się każde życie człowieka i każde społeczeństwo, które chce być prawdziwie człowiecze. Z jak wielkim bólem patrzymy na to, co się dzieje w świecie, który do niedawna był chrześcijański, a tradycjami chrześcijańskimi sięga wieków i tysiącleci. Jak pojawiają się ludzie, którzy uważają, że w przestrzeni publicznej nie powinno już być krzyża, bo to może kogoś ranić, denerwować, a my mamy być tolerancyjni. I tak z przestrzeni publicznej naszego życia chce się usunąć krzyż i w jakiejś mierze zabić to, co jest znakiem naszej nadziei, wykraczającej poza cierpienie i poza śmierć, bo przecież krzyż to brama do niebios. Jeszcze kilka lat temu stworzono przecież program, który został opracowany przez MSZ, promujący Polskę, gdzie Giewont był pozbawiony krzyża, gdzie krajobraz był wyprany z tych krzyży, które stanowią tak wielkie bogactwo naszego polskiego krajobrazu, tak wiele mówią o polskiej duszy i tożsamości. Jakby chciano zapomnieć o tym, co 20 lat temu w Zakopanem pod Krokwią Jan Paweł II mówił o krzyżu na Giewoncie, który ma być głęboko wpisany w krajobraz Polski aż po Bałtyk i który przede wszystkim ma być chroniony w naszych sercach.
Zanim przybyłem tutaj do was, byłem w hospicjum. Odwiedzałem chorych, którzy tam są. Zbliżając się do jednego pokoju usłyszałem, że ta osoba po lewej to jest ateistka. Zapytałem, czy mam nie wchodzić. Odpowiedzieli, żebym wszedł, ale uważał i właściwie się wobec niej zachował. Podszedłem do jednej, drugiej osoby, błogosławiłem, na czołach kreśliłem krzyż. Wychodząc, jestem obok tamtej pani, a ona mówi – proszę księdza, ja też proszę o krzyż, a potem mi bardzo dziękowała. Chwila łaski – dotknięcie zwycięskiego krzyża. Przyjęcie pełne pokory wobec tego, co się dokonuje i nadzieja, że Chrystus przygarnie także i ją. 60 lat dokładnie w tym miejscu, gdzie stanął krzyż i gdzie ludzie tego krzyża bronili, jakże ważną rzeczą jest, by zawsze przed każdym krzyżem z wielką czcią przechodzić, by oddawać mu cześć, ale jeszcze ważniejszą, by go mieć we własnym sercu, bo wtedy jest w nas nadzieja, że Ten, który za nas umarł i zmartwychwstał, weźmie nas do siebie, bo przecież mówił, że ci którzy są Jego uczniami i idą za Nim dźwigając własne krzyże, są prawdziwie jego uczniami. I o tę łaskę bycia uczniem do końca dźwigając własny krzyż prośmy Pana podczas tej świętej Eucharystii”- zakończył arcybiskup Marek Jędraszewski.
Małgorzata Modzelewska
Fot. Tadeusz Pałka