[2010.08.06] Nocne łowy nad Dunajcem (II)
Dodane przez Administrator dnia 06/08/2010 17:38:23
Zestawy zarzuciliśmy o szóstej po południu. Ja, zanim zarzuciłem swoje wędki, postanowiłem porzucać trochę małą srebrną wahadłówką z czerwonym chwościkiem przy kotwiczce. Systematycznie obrzucałem skraj basenu, gdzie woda przelewała się po kamieniach. Gdy to nie przyniosło żadnego rezultatu rzuciłem w poprzek zbiornika. Raz, drugi, trzeci… Gdy po raz kolejny powoli ściągałem blaszkę poczułem opór. Zaczep? To była pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy. Ale już po kilku sekundach wiedziałem, że nie. Ten „zaczep” żył. Ryba walczyła dość energicznie, ale z niezbyt dużą siłą. Bez problemu doholowałem ją do płaskiego brzegu. To był niewielki, młody szczupaczek. Mierzył trzydzieści pięć centymetrów. Na szczęście zaciął się za wargę, tak że bez problemu mogłem go odczepić. Zdrowy powędrował z powrotem do wody. Kilkanaście minut później Leszek rzucił w naszą stronę: - Mam branie. Podeszliśmy bliżej, by zaobserwować rozwój sytuacji. Po chwili bombka na kiju Leszka uderzyła o kij. Leszek elastycznie, choć zdecydowanie zaciął i rzucił w naszą stronę: - Mam. Po chwili zobaczyliśmy ładnego okonia. Mierzył dwadzieścia pięć centymetrów. Poszedł do siatki. – A rano pójdzie na patelnię – rzucił Andrzej i nagle podbiegł w stronę swojego kija, bo również jego bombka nagle dostała dziwnych drgawek i w pewnym momencie uderzyła o kij. Po kilku minutach na brzegu mieliśmy drugiego okonia. Ten kolejny też mierzył około dwudziestu pięciu centymetrów. – No to teraz czas na kolację – zarządził Andrzej i na turystycznej kuchence zaczął podgrzewać przygotowany wcześniej w domu bigos. – Tak musi być w raju – rzucił nostalgicznie Leszek. Przytaknęliśmy z pełnym przekonaniem.
Jakub Kleń
(Dokończenie za tydzień)
Na małą srebrną wahadłówkę połakomił się niewielki młody szczupak.