Konserwacja polichromii Samostrzelnika w prezbiterium bazyliki w Mogile – TWARZĄ W TWARZ Z SAMOSTRZELNIKIEM
Dodane przez Administrator dnia 16/05/2013 20:05:50
Patrząc na odnowione polichromie prezbiterium bazyliki Ojców Cystersów w Mogile, można sobie wyobrazić, jakiej lekkości nabrałaby cała nawa świątyni, gdyby zdobił ją mistrz delikatnych i wysublimowanych ornamentów roślinnych Stanisław Samostrzelnik. Niestety, jesteśmy zdani wyłącznie na wyobraźnię. Gdy w roku 1712, zawaliło się sklepienie nawy, bezpowrotnie została pogrzebana część spuścizny genialnego miniaturzysty. Granice tej katastrofy budowlanej i późniejszej odbudowy, znaczy dziś zasięg kwiatowej polichromii według projektu Jana Bukowskiego, powstałej w latach 1914 – 1919.


Treść rozszerzona
Budowę kościoła klasztornego pod wezwaniem Najświętszej Maryi i św. Wacława rozpoczęto w 1222 roku, wraz z fundacją biskupa krakowskiego Iwona Odrowąża. W roku konsekracji przez biskupa krakowskiego Prandotę, a uroczystość ta odbyła się z udziałem księcia krakowskiego i sandomierskiego Bolesława oraz jego małżonki świętej Kingi 5 maja 1266, istniało już prezbiterium z transeptem i kaplicami bliźnimi.
Budowa przeciągała się w czasie - przerywana dwukrotnym najazdem Tatarów (w 1241 i 1259) i wojną z Czechami (1291). Wreszcie, w 1350 roku, dzięki fundacji Kazimierza Wielkiego, podciągnięto mury nawy głównej do zaplanowanej pierwotnie wysokości i zasklepiono wnętrza wszystkich naw. Potem kroniki odnotowały jeszcze trzęsienie ziemi w 1442 roku, ale trudno coś powiedzieć o zniszczeniach nimi spowodowanych.
Klasztor rozbudowywał się. W drugiej połowie XVI wieku powstał renesansowy pałac opacki, a cysterskie opactwo w Mogile wyrosło na jeden z największych zespołów klasztornych w Krakowie. Wielkością i znaczeniem w średniowieczu mogły się z nim mierzyć jedynie klasztory Benedyktynów w Tyńcu i Norbertanek na Zwierzyńcu.
„Pictor de Mogila”
Wróćmy jednak do ocalałego z katastrof naturalnych i budowlanych prezbiterium i polichromii Stanisława Samostrzelnika, którą możemy podziwiać po przeprowadzonej ostatnio konserwacji.
Wiemy, że w pierwszej połowie XVI wieku, za opata - Erazma Ciołka, nałożono tynk i pomalowano wnętrze mogilskiej świątyni. Wtedy powstała polichromia autorstwa Stanisława Samostrzelnika. Musiało to być przed rokiem 1541, rokiem śmierci autora.
Ze Stanisławem Samostrzelnikiem spotykamy się po raz pierwszy w 1506 roku. Z opisem „pictor de Mogila” , czyli malarz z klasztoru Cystersów w Mogile pod Krakowem. Jego rodzice - Piotr i Anna Samostrzelnikowie, mieszkali w Krakowie, na dworze cysterskiego opata z Koprzywnicy. Stanisław też wstąpił do klasztoru Cystersów. Być może to właśnie w Mogile nauczył się malarskiego rzemiosła, gdyż w XV i XVI wieku uprawiano tu zarówno iluminatorstwo, jak i malarstwo ścienne. Stanisław zdobił księgi, (otrzymał niebagatelne zamówienie z królewskiego dworu - iluminował modlitewniki królowej Bony i Zygmunta Starego, które dziś znajdują się w zbiorach najsławniejszych bibliotek świata), malował portrety. Jego kunszt zwrócił uwagę możnych mecenasów - rodziny Szydłowieckich, oraz biskupa Piotra Tomickiego.
Gdy od Krzysztofa Szydłowieckiego otrzymał probostwo w Grocholicach koło Ćmielowa, opuścił klasztor. Rozwijał swój talent malarskie, szukał nowych klientów, podróżował. Dzięki swoim mecenasom mógł odbyć kilka wypraw do Wiednia oraz prawdopodobnie do Budy, przy okazji poznając najnowsze trendy w malarstwie ówczesnej Europy. Ich wpływ, a szczególnie Albrechta Dürera, znajdziemy w przedstawieniach figuratywnych polichromii w mogilskim prezbiterium.
Jakim był człowiekiem? Źródła archiwalne rysują przed nami obraz mężczyzny niełatwego charakteru - ówczesne kroniki odnotowały skandale związane z niepłaceniem alimentów i spory z wierzycielami. Zapewne dlatego, po śmierci swych mecenasów, nie mógł znaleźć nowych, co spowodowało powrót artysty do klasztoru w Mogile. I temu zawdzięczamy niezwykłe polichromie w kościele i samym klasztorze.
Ile orginału?
„Za” i niejako „nad” ołtarzem w nawie głównej bazyliki, znajdziemy figuralne przedstawienie „Zwiastowania”: na tylnej ścianie prezbiterium, ponad ostrołukowymi oknami z witrażami Tadeusza Wojciechowskiego, wykonanymi w 1948 roku. Warto się przyjrzeć tym postaciom. Po lewej stronie stoi anioł, trzymający w lewej dłoni lilię, prawą zaś – wskazuje napis w języku łacińskim znajdujący się powyżej. Po prawej - pod namiotowym baldachimem - klęczy Maryja; ze złożonymi dłońmi, z głową odwróconą w stronę anioła. Na górze, ponad okrągłym oknem, pod sklepieniem widać postać św. Weroniki, trzymającej chustę z odbiciem twarzy Chrystusa. Po bokach Weroniki znajdują się dwa herby. Ten z prawej – należy do biskupa Ciołka, którego nazwisko zawiera inskrypcja po stronie prawej. Ten po lewej – to herb należący najpewniej do biskupa Latalskiego. Po lewej stronie, nad głowa anioła, znajduje się postać Boga Ojca. To Samostrzelnikowa interpretacja momentu przekazania Maryi boskiego posłannictwa.
A samo„Zwiastowanie” objawiło się oczom wiernych wcale nie tak dawno. Odkryto je, jak i fragmenty polichromii w prezbiterium, podczas powojennej (1947 – 1949) renowacji. Zapewne wcześniej (?) mogła być przymalowana na biało, a następnie zamalowana polichromią Bukowskiego. W latach osiemdziesiątych polichromię poddano kolejnej renowacji, ale ta nie była doskonała, gdyż w tamtym czasie konserwatorzy nie dysponowali dobrymi materiałami konserwatorskimi.
Teraz - konserwatorzy usunęli te dwudziestowieczne rekonstrukcje i uzupełnienia, dotarli do warstwy tynku z okresu renesansu, do oryginałów dekoracji i wyeksponowali je. Okazało się, że w „Zwiastowaniu” całkowicie zachował się zarys postaci, ale polichromia była powierzchniowo starta - istniała kompozycja, lecz brakowało szczegółów. To zapewne efekt mycia ścian przed ich zamalowaniem na biało, w XVIII wieku. Teraz postaci zostały odczyszczone, kompozycje malarskie utrwalone, a ubytki warstwy malarskiej uzupełnione, by pewne fragmenty uczynić bardziej czytelnymi.
Widać że miniaturzysta i malarz roślinnych ornamentów dobrze sobie poradził z figurami znacznie większymi niż miniaturowe postaci z ozdobnych inicjałów modlitewników.
Po usunięciu zabrudzeń i rozległych retuszy, „Zwiastowanie” uzyskało jasną, świetlistą karnację. Kolorystyka stosowana przez Samostrzelnika jest spokojna, zrównoważona i delikatna. To zasługa barwników naturalnych, pochodzących ze złóż ziemnych. Ogranicza się do czerni, ugru, sieny palonej, błękitu i zieleni szmaragdowej i wyraźnie odcina się od jaskrawej i przytłaczającej kształtami i kolorami polichromii głównej i bocznych naw.
- Jako konserwator przeprowadzałam już renowację polichromii wykonanej przez Samostrzelnika, w krużgankach klasztoru i mogę powiedzieć, że się z nim „zaprzyjaźniłam”. Że dobrze go poznałam, a raczej poznałam jego technikę wykonywania polichromii. Ornamenty i rysunki były kładzione na świeżym lub wilgotnym tynku. Dzięki temu warstwa malarska ulega karbonizacji i staje się bardzo odporna – mówi Aleksanda Grochal z Pracowni Konserwacji Dziel Sztuki „Renowacja”, która prowadzi prace konserwatorskie w mogilskiej bazylice.
Podczas konserwacji wykonana została dokumentacja zasięgu występowania oryginału w prezbiterium. Przy okazji, dzięki poszukiwaniom archiwalnym, okazało się, że zwiastowanie ze ściany ołtarzowej, oparte jest na wzorze graficznym stworzonym przez Albrechta Durera w cyklu „Mała pasja”, przedstawiającego sceny z życia Maryi. Takie naśladownictwa znamy z historii sztuki: gdy pewien „malarski standard” był przetwarzany na różne sposoby - wykonawca obrazu, polichromii adaptował je na życzenie inwestora, ale też tworzył własną wizję.
Na dotknięcie ręki
- To naprawdę wzruszające przeżycie, gdy spod warstwy brudu, ściemniałej farby osłaniamy fragment orginalnego rysunku, z widocznymi pociągnięciami pędzla artysty, gdy ma się autora jakby na dotkniecie ręki… - podkreśla Aleksandra Grochal.
I dodaje, że technika wykonania polichromii - fresk mokry tzw. „a la prima”, wymaga od malarza niezwykłej precyzji, gdyż wszystko co namaluje – zostaje. I była szalenie czasochłonna, dlatego też ozdobienie kościoła klasztornego mogło trwać nawet kilkanaście lat. bo powierzchnia do pokrycia była potężna.
Równocześnie odczyszczono fragmenty, wcześniejszych od Samostrzelnikowych, zdobień gotyckich. Wystarczy unieść głowę i można je zobaczyć przy oknach i w podłuczach: to fragmenty szablonowych gotyckich, ozdobnych, wzorów. W podłuczach gurtu, czyli w przejściu miedzy „krzyżem” kościoła a nawą, po usunięciu późniejszych nawarstwień, oczom konserwatorów ujawniły się kasetonowe pomalowania podłuczy. To też Samostrzelnik.
W zdobieniach podłuczy gotyckich okien widać, że S. Samostrzelnik operował również formą plastyczną, imitującą architekturę. Dekoracje obramienia okien świetnie się zachowały, więc podczas prac konserwacyjnych tylko je „przedłużono” i uzupełniono kolorystykę
- Rekonstrukcje, staraliśmy się utrzymać w konwencji tego, co Samostrzelnik malował, w jego estetyce. Nasze rekonstrukcje miały choć w części przywrócić kościołowi jego dawny wystrój – mówi konserwatorka.
Podczas konserwacji polichromii w prezbiterium uzupełniono również spękania w samych sklepieniach, niewidoczne z zewnątrz bo pokrytych tynkiem. - Chcę wszystkich uspokoić – spękania te nie są powodowane ruchami gruntu Okazało się, że budowniczowie kościoła wybrali bardzo dobre miejsce na jego posadowienie. Są o spękania termiczne spowodowane różnicą temperatury między wnętrzem a strychem – mówi Aleksandra Grochal.
W bazylice cystersów zachowało się inne przedstawienia figuralne S. Samostrzelnika – „Ukrzyżowanie”, i to jest kolejny etap prac konserwacyjnych nad znajdującym się w północnej nawie „Ukrzyżowaniem”.
Co tym razem wyłoni się spod warstwy kurzu i ostatniej konserwacji?
Krystyna Lenczowska