Rozsławiałem też Nową Hutę
Dodane przez Administrator dnia 10/12/2009 18:51:15
Przyjechał do Nowej Huty po raz pierwszy w lecie 1950 roku. Ale bynajmniej nie, jako junak, czy murarz. Miał siedem lat i przebywał wtedy na kolonii letniej dzieci pracowników Szpitala Wojskowego w Chełmie. Zamieszkali w pustych koszarach jednostki wojskowej na Woli Justowskiej.
Wojsko pojechało na poligon letni, a oni buszowali po pustych salach. Pewnego dnia do koszar przybyli filmowcy. - Zagrajcie w filmie - zaproponowali. Dzieci ucieszyły się. - No to jedziemy na krakowski Rynek. Zagracie małych Cyganów, uczestniczących w cygańskim weselu.
Dzieci wsiadły do ciężarówki i już po chwili biegały na bosaka na Rynku. Kamera pracowicie filmowała. Po zdjęciach wychowawca oświadczył: W nagrodę zobaczycie, jak buduje się Nowa Huta.
- Nie bardzo wiedzieliśmy, gdzie ta Nowa Huta, choć oczywiście nauczyciele opowiadali o niej w szkole. Byłem zaciekawiony – opowiada po latach Wowka Brodecki. - Wysiedliśmy na obecnym placu Centralnym. Zobaczyliśmy jedno wielkie kretowisko i uwijających się na rusztowaniach murarzy, a także pracujących przy wykopach młodych ludzi w zielonych mundurach. Taki był mój pierwszy kontakt z Nową Hutą. Baraszkowałem po wykopach, nie zdając sobie sprawy, że oglądam fundamenty bloku, w którym zamieszkam w 30 lat potem.
Włodzimierz Wowka Brodecki, to jak wiadomo pracownik Teatru Ludowego w Krakowie, a jednocześnie aktor teatralny i filmowy, znany z takich filmów, jak choćby „Ogniem i mieczem”, czy „Lista Schindlera”.
- A więc w trzydzieści lat potem...
- Właśnie. Mogłem tam trafić pięć lat wcześniej, bo moja skromną osobą zainteresował się dyrektor Teatru Ludowego Ryszard Filipski. Był wtedy niemal moim idolem. Oglądałem przecież film, w którym zagrał majora Hubala, ostatniego żołnierza Września i pierwszego partyzanta II wojny światowej. Byłem zafascynowany tym filmem. Legenda Hubala była mi bliska, jako synowi kawalerzysty z Wołyńskiej Brygady Kawalerii, która we wrześniu 1939 roku stawiła dzielny opór niemieckim czołgom koło Mokrej. Potem ojciec służył w 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Bo ja jestem wołyniakiem z Uściługa koło Włodzimierza Wołyńskiego, miejscowości, znajdującej się kilka kilometrów od granicy z Ukrainą, niestety po tamtej stronie. Gdyby ktoś stanął nad Bugiem i popatrzył na wschód, zobaczyłby sady, które zakładał mój ojciec. Ale wracając do jego kariery wojskowej, to w sierpniu 1944 roku wstąpił do armii Berlinga i brał udział w kampanii 1 Samodzielnej Brygady Kawalerii, która odznaczyła się w walkach na Wale Pomorskim. Koło Borujska wykonała ostatnią w II wojnie światowej szarżę na bunkry niemieckie, zakończoną sukcesem przy minimalnych stratach własnych, co obaliło mit o polskich straceńcach na koniach, kamikaze, atakujących zakutych w stal hitlerowców. Tu szabla zwyciężyła karabiny maszynowe.
Podobno urodziłeś się na koniu...
- Na pewno na koniu się wychowałem. Nic dziwnego. Jakże mogło być inaczej? Syn ułana i artylerzysty konnego, który rzeczywiście na koniu przebył szlak bojowy od Mokrej do Berlina, a nawet dalej, bo jego brygada doszła do Elby.
Wowka Brodecki wychowywał się w cieniu legendy bojowej ojca. Jako dziecko z pietyzmem oglądał przyznane mu medale. Po latach, od śmierci Ojca poukładał te medale według dat ich nadania i nakreślił na mapie trasę samotnego rajdu konnego szlakami żołnierzy 1 Warszawskiej Samodzielnej Brygady Kawalerii. Rajd ten potem powtórzył, wydłużając go do Berlina i Elby.
- Dowiedział się o moich wyczynach Ryszard Filipski i chciał mnie zaangażować do Ludowego. Ale odmówiłem. Wkrótce potem ofertę powtórzył Henryk Giżycki, tyle, że proponował mi pracę w Teatrze imienia Stefana Żeromskiego, gdzie był wtedy dyrektorem. Pomyślałem sobie: Kielecczyzna, to przecież teren działalności Hubala! I zgodziłem się. Wkrótce jego szlak bojowy przejechałem kilkakrotnie, jako organizator rajdów jego imienia. W osiemdziesiątym roku okazało się, że jednak Ludowy jest mi pisany. Henryk Giżycki został tam dyrektorem i od razu ściągnął mnie do Nowej Huty. Akurat trafiłem na okres „Solidarności” i razem z innymi zakładałem związek w teatrze. W stanie wojennym współpracowałem z podziemiem solidarnościowym. Zostałem zatrzymany przez bezpiekę, bo znaleźli w moim mieszkaniu ulotki i inne trefne materiały, ale dyrektor Henryk Giżycki wyciągnął mnie z mamra. Oczywiście mimo to nadal współpracowałem z podziemną „Solidarnością”, m.in. z księdzem Kazimierzem Jancarzem. Wtedy szykowałem się do rajdu konnego na Monte Cassino. Wtedy Henryk Giżycki wręczył mi filmowy mundur Hubala.
- Jedź w nim – zaproponował. - Na pewno Hubal byłby się ucieszył.
Ten epizod w życiu Wowki był wielokrotnie opisywany, więc ograniczymy się do opisu jego powrotu. Nastąpił akurat 11 listopada 1984 roku. Wowka przyjechał koniem przed Grób Nieznanego Żołnierza. A tam witały go delegacje podziemnej Solidarności, które akurat wyszły z mszy świętej z Kościoła Mariackiego. Dostał wtedy mnóstwo kwiatów. Obok stały kordony milicjantów. Niektórzy z nich na widok Wowki na koniu w mundurze salutowali.
W 1989 roku Wowka w mundurze filmowego Hubala wybrał się na rajd do Falaise. Tym razem miał komfortowe warunki. Witold Zaraska, biznesmen z Kielc, który zresztą zaczynał karierę w Nowej Hucie częściowo pokrył koszty imprezy. Wowka miał nawet przyczepę dla konia. Towarzyszył mu operator z kamerą telewizyjną. Wowka dotarł do Atlantyku, do miejsca lądowania aliantów w D-Day. Przejechał cały szlak bojowy 1 Dywizji Pancernej generała Stanisława Maczka i złożył hołd prochom jego żołnierzy na cmentarzach koło Falaise i Chambois, o czym szeroko pisała prasa francuska. Oddał też cześć polskim spadochroniarzom gen. Stanisława Sosabowskiego w Arnhem, który wtedy w czterdziestym czwartym wylądował „o jeden most za daleko”.
- A ja na tym moście byłem, wraz z koniem – chwali się Wowka. - Wszędzie, gdziekolwiek byłem, sławiłem oręż polski i... naszą dzielnicę. Gdy pytali się mnie, skąd jestem, odpowiadałem niezmiennie: Ja z Teatru Ludowego w Nowej Hucie.
O Wowce można by opowiadać w nieskończoność. O tym, jak zagrał pisarza siczowego przy boku Bohdana Chmielnickiego w „Ogniem i mieczem”, czyli Bohdana Stupki, któremu wyprorokował: Kozackim hetmanem zostaniesz tylko w polskim filmie. Ale ministrem na Ukrainie - tak.
Potem, jako Żyd w „Liście Schindlera” odmawiał w filmie hebrajskie modlitwy na chleb i wino. Zasmakowawszy w historycznych mundurach ubrał się w uniform oficera Księstwa Warszawskiego, a potem w strój rycerza – krzyżowca. Jak wiadomo, jeden z właścicieli Krzesławic walczył w obronie Królestwa Jerozolimskiego przed murami Askalonu (obecna Gaza) i koło Crac de Chevaliers w Syrii. Ale tylko dwie wielkie postaci historyczne zdarzyło mu się zagrać: świętego Józefa i Tadeusza Kościuszkę. Pierwszego na scenie, drugiego w plenerze przed płytą na Rynku Głównym.
Jego działalność na polu krzewienia tradycji patriotycznych nie ograniczyła się do występowania na uroczystościach rocznicowych. Należał do grona odnowicieli kopca generała Jana Henryka Dąbrowskiego w Pierzchowie koło Gdowa, miejscu urodzin tego bohatera narodowego. Nic dziwnego, że został wybrany prezesem krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Miłośników Tradycji Mazurka Dąbrowskiego.
W czasie obchodów 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej Wowka Brodecki w ułańskim mundurze oficerskim sprawował komendę nad pocztami sztandarowymi przed grobami poległych, nie tylko w Krakowie, ale też w innych miejscowościach polskich. Wcześniej uczestniczył w obchodach 95 rocznicy wymarszu Kadrówki w Michałowicach i 89 rocznicy Cudu nad Wisłą na polach Ossowa i Radzymina. Ostatnio zaś gościł na partyzanckich biwakach 27 Wołyńskiej Brygady AK i innych formacji, uczestniczących w wojnie. Za krzewienie polskich tradycji patriotycznych został uhonorowany przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Kto chce dowiedzieć się czegoś więcej o Wowce zapraszamy do lektury książki Ryszarda Dzieszyńskiego „Wowa Brodecki jeździec pamięci”, której prezentacja odbyła się już wśród Polonii amerykańskiej w Nowym Jorku.
Bogusław CZANTAR
PS. Spotkanie z autorem i bohaterem jego książki odbędzie się 15 grudnia o godz. 16.30 w księgarni „Skarbnica” przy pl. Centralnym.



Włodzimierz „Wowka” Brodecki jako major Hubal.