Nowa Huta `88 Wiosna wolności
Dodane przez Administrator dnia 29/05/2008 14:17:37
Już wiosną 1988 roku we Wschodniej Europie zapalały się płomyki wolności, które jesienią następnego roku prawdziwym pożarem objęły nadgraniczne obszary sowieckiego imperium - zanotował węgierski pisarz w przeddzień pierwszych demokratycznych wyborów, wygranych przez antykomunistyczną opozycję. Tylko rok dzielił Europę od „jesieni narodów”, czyli wielkiego antykomunistycznego przewrotu, zorganizowanego i przeprowadzonego z udziałem komunistów we wszystkich krajach sowieckiego bloku.
Treść rozszerzona
Ale jego przyczyn i pierwszych symptomów trzeba szukać już znacznie wcześniej, szczególnie od początku 1988 roku. W tym czasie w Polsce zarówno komuniści, jak i rozmaite nurty antytotalitarnej opozycji poszukiwały dróg wyjścia z politycznego impasu. W lutym w miesięczniku „Konfrontacje”, wydawanym pod patronatem Rady Krajowej PRON, kolaboranckiej przybudówki komunistycznej partii, ale także pod dyskretną opieką bezpieki, ukazał się wywiad z Bronisławem Geremkiem, jednym z liderów solidarnościowej opozycji. Mówiono w nim o „pakcie antykryzysowym”, który mógłby doprowadzić do wydobycia kraju ze społecznego marazmu i gospodarczej niemocy. Geremek przedstawiał się jako przedstawiciel opcji, którą propaganda reżimu nazywała „konstruktywną” – obiecywał respektowanie fundamentów ustroju „wraz z zasadą przewodniej roli PZPR”.
Tymczasem reżim przygotowywał się do drastycznej podwyżki cen, przede wszystkim żywności, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji: każdy miesiąc zwłoki mógł mieć nieprzewidywalne skutki i doprowadzić do załamania pogrążonej w głębokim kryzysie gospodarki. Podwyżkę wprowadzono 1 lutego, średnio o 40 procent podnosząc ceny produktów żywnościowych, alkoholu i papierosów, a o 60 procent ceny benzyny.
Jeszcze przed podwyżką przygotowane zostały analizy zespołów ekspertów, oceniające sytuację polityczną bezpośrednio po podwyżkach, a także przygotowujące prognozy na najbliższe miesiące. Oceny analiz były zaskakująco podobne. Korzystając z utajnionych wyników badania opinii publicznej, Zespół Prognoz Komitetu Centralnego PZPR przewidywał, że chociaż bezpośredniej reakcji na podwyżkę nie należy się spodziewać, to w perspektywie kilku kolejnych miesięcy eksplozja społecznego niezadowolenia jest bardzo prawdopodobna. Również Zespół Analiz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, korzystający przede wszystkim z raportów bezpieki, oceniał, że reakcja na podwyżkę „może być opóźniona i narosłe napięcie wyzwoli się przy byle okazji – dziś całkowicie nieprzewidywalnej”.
Najdalej idące wnioski z dostępnych raportów i analiz wyciągał tzw. zespół trzech, czyli powołani przez Jaruzelskiego eksperci od długofalowej strategii: Stanisław Ciosek, sekretarz KC PZPR, Jerzy Urban, od 1981 roku rzecznik prasowy rządu, oraz gen. bezpieki Władysław Pożoga, wiceminister spraw wewnętrznych oraz szef Służby Wywiadu i Kontrwywiadu MSW. W styczniu 1988 roku „zespół trzech” twierdził, że przekroczony został „punkt krytyczny wybuchu”, a także ostrzegał przed wewnętrznym rozkładem PZPR, rozczarowanej biernością swojego kierownictwa.
„Zespół trzech” pisał: „Naszym realistycznym celem powinno być ustawiczne oswajanie bardziej ugodowego skrzydła, nastawionego na koegzystencję z reżimem, asymilowanie i neutralizowanie tego skrzydła, budowanie przepaści między nim, a opozycją radykalno-nielegalną.” Sugerowano przy tym, aby nie ograniczyć się do środowisk związanych z Kościołem; nalegano, aby do porozumienia została dopuszczona świecka grupa tzw. lewicy laickiej, skupiona wokół Bronisława Geremka, Jacka Kuronia i Adama Michnika.
Prognozy dotyczące najbliższej i odleglejszej przyszłości starały się też formułować środowiska opozycji. W „Tygodniku Mazowsze”, prezentującym opinie dawnej KOR-owskiej lewicy i jej nowych, solidarnościowych sojuszników, Kuroń również ostrzegał przed perspektywą niekontrolowanego wybuchu. Kilka tygodni później szkicował projekt możliwego jego zdaniem kompromisu: powołania rządu, złożonego z przedstawicieli komunistów, Kościoła i „Solidarności”. Zauważał przy tym, że „nie tylko oni muszą nas uznać, ale my musimy uznać ich interesy, zobaczyć miejsce przeciwnika nie w więzieniu, tylko w parlamencie”. Filozofia „grubej kreski” pojawiała się więc już półtora roku przed jej oficjalnym ogłoszeniem.
Tymczasem w końcu kwietnia Lech Wałęsa wysłał do wicepremiera Zdzisława Sadowskiego oraz do prezesa NBP Władysława Baki zaproszenia na majowe spotkanie czołowych działaczy „Solidarności”. Zaproszenie, które miało być potraktowane jako „gest dobrej woli”, dotarło do kierownictwa PZPR już w okresie narastania kryzysu politycznego i z tego powodu nie zostało poważnie rozważone. Równocześnie jednak był to dla władz kolejny sygnał o nasilaniu się w środowisku opozycji tendencji ugodowych, wynikających także z obaw, że pojawienie się nowych, młodszych i bardziej radykalnych działaczy może wyeliminować z gry dotychczasowych liderów solidarnościowej opozycji.
+ + +
Nie jest jasne, w jakich okolicznościach 25 kwietnia doszło do strajku kierowców autobusów i tramwajarzy w Bydgoszczy i Inowrocławiu. Być może był to jedynie efekt narastającego zniecierpliwienia załogi niskim poziomem zarobków, który – już w trakcie strajku – usiłowały wykorzystać reżimowe związki zawodowe, negocjując ustępstwa ze strony władz wojewódzkich i doprowadzając do zakończenia akcji strajkowej jeszcze tego samego dnia wieczorem. Bardziej prawdopodobny wydaje się jednak inny wariant rozwoju sytuacji: władze testowały w ten sposób pomysł stopniowego przejęcia opozycyjnego ruchu na rzecz reform przez ludzi, wywodzących się z oficjalnych związków zawodowych i po cichu lojalnych wobec PZPR. Jeżeli tak było, to eksperyment się nie udał, ponieważ poza Bydgoszczą solidarnościowi działacze zdołali przejąć i utrzymać kierownictwo nad wiosennymi strajkami.
Następnego dnia po proteście bydgoskim, we wtorek 26 kwietnia o godzinie 9.00 rano wybuchł strajk na Wydziale Zgniatacza Huty im. Lenina w Krakowie. Tu również, podobnie jak w Bydgoszczy, inicjatorami protestu nie byli działacze „Solidarności”, a organizatorem i pierwszym przywódcą strajku okazał się Andrzej Szewczuwianiec, nie związany z żadną z opozycyjnych struktur działających w zakładzie: ani z jawną Komisją Robotniczą Hutników (KRH), ani z Tajną Komisją Robotniczą Hutników (TKRH), ani wreszcie z konspiracyjnym Społecznym Funduszem Pomocy Pracowniczej czy środowiskiem skupionym wokół Duszpasterstwa Hutników. Chociaż wybuch strajku był zaskoczeniem dla działaczy „Solidarności”, wkrótce ich przedstawiciele znaleźli się w komitecie strajkowym, który podjął rozmowy z dyrekcją Huty. Już pierwszego dnia strajku na teren Huty przedostali się Jan Ciesielski i Stanisław Handzlik, trzeciego dnia dołączył do nich Mieczysław Gil. Działacze „Solidarności”, kierowani przez Edwarda Nowaka, zorganizowali punkt informacyjny dla zachodnich dziennikarzy, przez co zmonopolizowali przekazywanie wiadomości z terenu kombinatu. Na nastroje strajkujących duży wpływ miała wiadomość z 29 kwietnia o rozpoczęciu strajku w Hucie Stalowa Wola, jednak energiczna kontrakcja władz sprawiła, że ten protest załamał się już następnego dnia.
Tego też dnia, 29 kwietnia na wiadomość o przejęciu kierowania strajkiem w Krakowie przez działaczy „Solidarności” władze reżimu podjęły decyzję o rozpoczęciu przygotowań do wprowadzenia stanu wyjątkowego. Rozkaz gen. Kiszczaka zawierał instrukcję dotyczącą przygotowania szerokiej akcji internowań, blokady dróg i zabezpieczenia obiektów państwowych, koncentracji jednostek MO, skoszarowania i uzbrojenia oddziałów ORMO. Dowództwo nad operacją objął gen. bezpieki Zbigniew Pudysz.
Na posiedzeniu Sekretariatu KC PZPR 29 kwietnia Jaruzelski rozważał możliwość udzielenia zgody na spotkanie Wałęsy z wicepremierem Sadowskim, pod warunkiem jednak, że przerwane zostaną wszystkie akcje strajkowe. Tymczasem strajk w Hucie im. Lenina rozszerzał się i umacniał, a próby doprowadzenia do porozumienia z dyrekcją, podejmowane przez OPZZ, nie przyniosły żadnego efektu. W nocy z soboty 30 kwietnia na niedzielę 1 maja pod kombinat podjechały jednostki ZOMO, pozorując zamiar ataku. Ta demonstracja siły nie złamała morale strajkujących, a następnego dnia przez teren kombinatu przeszedł pochód strajkujących, który przy bramie, gdzie zgromadziły się rodziny hutników skandował hasło „Solidarność”. O „Solidarności” mówił też przemycony na teren zakładu ks. Kazimierz Jancarz podczas Mszy Świętej, odprawionej na Wydziale Karoseryjnym. 3 maja Mszę Świętą w Hucie odprawił ks. Tadeusz Zaleski, który następnie pozostał ze strajkującą załogą.
W poniedziałek 2 maja zastrajkowała Stocznia Gdańska i władze zaczęły obawiać się, że sytuacja wymyka się spod ich kontroli. 3 maja doszło do poufnego spotkania Andrzeja Wielowieyskiego, doradcy „Solidarności”, z Józefem Czyrkiem i Stanisławem Cioskiem, reprezentującymi kierownictwo partii komunistycznej, podczas którego poinformowano opozycję o zgodzie Jaruzelskiego na rozpoczęcie rozmów pomiędzy Sadowskim a Wałęsą. Prawdopodobnie jednak już w ciągu tego samego dnia na posiedzeniu Biura Politycznego KC PZPR pomysł ten został stanowczo odrzucony.
Postanowiono wówczas pouczyć „Solidarność”, że to ekipa Jaruzelskiego zadecyduje o terminie i formie ewentualnych rozmów. W tym celu podważono wiarygodność i ośmieszono świeckich przedstawicieli Kościoła. 4 maja z misją doprowadzenia do porozumienia ze strajkującymi załogami, a tym samym otwarcia możliwości rozmów opozycji z rządem, do Gdańska i Krakowa wyruszyli delegaci upoważnieni przez Episkopat Polski: Tadeusz Mazowiecki i Andrzej Wielowieyski do Stoczni Gdańskiej, a Andrzej Stelmachowski i Jan Olszewski do Nowej Huty. Po południu 4 maja delegacja, w której uczestniczyła też redaktor Halina Bortnowska, spotkała się z dyrekcją Huty, następnie udała się do Kurii, a na końcu odbyła rozmowy z komitetem strajkowym. Tego wieczoru, wobec rozpoczętych negocjacji z udziałem przedstawicieli Episkopatu, po raz pierwszy nie obawiano się ataku milicji. Tymczasem nad ranem oddziały ZOMO wtargnęły na teren Huty i bijąc strajkujących zmusiły ich do opuszczenia zakładu. Wielu uczestników aresztowano, wielu poddano wielogodzinnym przesłuchaniom. Przedstawiciele Episkopatu dowiedzieli się rankiem 5 maja, że ich misja zakończyła się niepowodzeniem, a prowadzone przez nich rozmowy służyły jedynie uśpieniu czujności strajkujących hutników.
Ostatecznie jednak aresztowanych działaczy zwolniono, w rezultacie czego zakończył się „włoski strajk”, proklamowany w Hucie zaraz po pacyfikacji. 17 maja 1988 roku działacze KRH, TKRH oraz członkowie ostatniego komitetu strajkowego utworzyli Komitet Organizacyjny NSZZ „Solidarność” Huty im. Lenina. Wcześniej, 10 maja kapitulacją protestujących zakończył się strajk w Stoczni Gdańskiej.
Chociaż strajki zostały stłumione, komuniści nie mieli poczucia zwycięstwa. Wprawdzie władze reżimu na kilka tygodni zarzuciły pomysł podjęcia rozmów z Wałęsą i jego doradcami, ale równocześnie uważnie studiowały raporty Służby Bezpieczeństwa, z których wynikało, że niebezpieczeństwo wybuchu społecznego niezadowolenia wcale nie zostało zażegnane. W czerwcu i lipcu toczyły się dyskretne rozmowy pomiędzy przedstawicielami władz PZPR a biskupami, które jednak nie przyniosły konkretnych korzyści, latem wznowiono poufne kontakty z przedstawicielami „konstruktywnej” czyli ugodowej opozycji. Dopiero jednak wybuch strajków sierpniowych zmusił ekipę Jaruzelskiego do pogodzenia się z myślą, że legalizacja opozycji i dopuszczenie jej do udziału w sprawowaniu władzy jest nieuniknione i pozostaje jedynie kwestią czasu.
+ + +
Od wiosny 1988 roku minęło dwadzieścia lat. Odrodziła się niepodległa Polska i za rok będziemy obchodzić rocznicę jej powstania. Przez dwadzieścia lat zmienił się świat wokół nas, zmieniła się także Huta. Nie zapomnieliśmy jednak o tym, że naszą wolność zawdzięczamy m.in. tym dzielnym ludziom, którzy w kwietniu i maju 1988 roku pozwolili Polsce otrząsnąć się z poczucia klęski i bezsilności, będącej następstwem stanu wojennego oraz przywrócić nadzieję, towarzyszącą im w 1980 roku.
A jednak dopiero od niedawna, po dwudziestu latach, zaczynamy rozumieć przyczyny wydarzeń, których byliśmy świadkami i uczestnikami. Dopiero teraz zaczynamy rozróżniać ofiarność i rzeczywiste męstwo od kłamliwych pozorów. Dopiero teraz, po latach, dostrzegamy objawy zaraźliwego rozkładu, szerzącego się u schyłku komunistycznej dyktatury i skutecznie przenikającego publiczną przestrzeń III Rzeczypospolitej. Gdy w 1989 roku zaczęliśmy na nowo pisać historię minionego półwiecza, cieszyło nas odkrywanie „białych plam” i byliśmy przekonani, że poznajemy godne naśladowania karty męstwa, ofiarności i rozwagi. Dziś znów stajemy przed własną historią, bogatsi o doświadczenia trudnych lat, ale i stopniowo odkrywając wiedzę, o której nie sądziliśmy, że jej poznanie w ogóle jest możliwe. Jesteśmy dumni z naszej historii, ale także rozczarowani faktem, że w znacznej mierze pozwoliliśmy odebrać sobie owoce naszego zwycięstwa. Zadajemy więc sobie pytanie, jak wobec tego powinniśmy obchodzić rocznice sprzed dwudziestu lat i jak powinniśmy świętować nasze zwycięstwa, w których ocenie zdarzało się nam wykazywać tak wielką naiwność. Ale przecież, nawet odkrywając fałszywe i bolesne karty, możemy być pewni, że to w Polsce zaczął się schyłek epoki totalitaryzmów i że w Polsce odniesiono pierwsze ważne zwycięstwo w końcowej fazie zimnej wojny. Dlatego – chociaż często gorzki bywa smak wolności – jesteśmy przekonani, że wielki trud walki i odbudowy, poniesiony przez pokolenie „Solidarności” nie został i nie zostanie zmarnowany.
Ryszard Terlecki