POMÓŻMY ARTUROWI
Dodane przez Administrator dnia 20/01/2007 15:30:57
Dla Artura Korczyńskiego czas zatrzymał się pięć lat temu w nocy z 10 na 11 listopada 2001 roku. Miał wówczas 18 lat. Był uczniem technikum elektrycznego. Wysokim, przystojnym chłopakiem o szlachetnych rysach twarzy. Interesował się informatyką, świetnie znał język angielski, był „złotą rączką” – wciąż coś komuś naprawiał, przerabiał, programował, formatował. Otaczało go wielu przyjaciół, dla których drzwi jego domu były zawsze otwarte.
Treść rozszerzona
Tego ostatniego wieczoru mieli oglądać filmy ze znajomymi w sąsiednim bloku. Jeszcze o 22.00 przekomarzał się z ojczymem - zadowolony, wesoły, uśmiechnięty, w czapce z daszkiem ubranej na bakier. Nikt nie przeczuwał zbliżającej się tragedii. Około 23.00 wyszli z kolegami na balkon, chcieli zapalić papierosa. Nie założyli butów, żeby nie zabłocić dywanu. Wilgoć, chłód… nie wiadomo, kto wymyślił, żeby usiąść na barierce balkonu, nie wiadomo też, jak to się stało, że Artur stracił równowagę i spadł z VII piętra. Nie miał żadnej szansy, żeby przytrzymać się czegokolwiek, zaczepić, zahaczyć - po prostu poleciał w przepaść. Mało kto wierzył, że przeżyje. Ale on wbrew wszelkim rokowaniom wciąż nie umierał… Lżejsze obrażenia - otwarte złamanie nogi, pękniętą miednicę, stłuczenie nerki i płuc z czasem udało się wyleczyć. Najgorsza okazała się jednak diagnoza neurologiczna – ciężki uraz pnia mózgu z niedowładem czterokończynowym.
+ + +
Od wypadku Artur nie mówi, nie chodzi, cierpi na niedowład kończyn, a jedyny kontakt z nim to kontakt wzrokowy. Bardzo długo nie reagował na żadne bodźce, nie wiadomo było, czy widzi i słyszy, był jak roślina. Według prognoz lekarzy tak miało pozostać już zawsze. Lecz miłość matki Artura oraz jego chęć życia uczyniły i wciąż czynią cuda. „My im jeszcze pokażemy” mówi pani Anna Korczyńska - Podolecka całując swego jedynaka. Chłopak szeroko się uśmiecha. Słucha z uwagą każdego jej słowa. Śmieszą go zabawne wspomnienia z czasów szkolnych. - A pamiętasz Karola Młota? - pyta pani Anna. Znowu widać uśmiech na twarzy syna. - Całą pierwszą klasę technikum pytałam Artka, czego się uczą z historii. Za każdym razem niezmiennie mi odpowiadał, że o Karolu Młocie. W końcu przed wakacjami już się zdenerwowałam - czy wy tego Młota studiujecie? Podczas tej opowieści Artur śmieje się w głos. Chętnie ogląda telewizję. Szczególnie interesują go angielskie filmy. Wróciła mu pamięć. Jeśli coś go nuży, po prostu odwraca głowę. Patrzy z rezerwą na obce osoby, ale gdy ktoś przychodzi drugi raz, już go rozpoznaje. Bardzo lubi odwiedziny młodych ludzi. Potrzeba mu kontaktu z rówieśnikami. Niestety, koledzy dawno o nim zapomnieli. Choć drzwi jego domu wciąż są dla nich otwarte, jednak nikt już go nie odwiedza. Świat Artura ogranicza się do dużego pokoju małego mieszkania w wieżowcu na osiedlu 2. Pułku Lotniczego. Pokój zamieniono na gabinet do rehabilitacji i pielęgnacji chłopca. Jest tu więc specjalne łóżko na kółkach z barierkami, łóżko pionizujące i inne sprzęty potrzebne do codziennej rehabilitacji. Rytm każdego dnia został dostosowany do ćwiczeń, masaży oraz posiłków. Dawniej Artur był odżywiany sondą, miał szczękościsk, po powrocie do domu powoli zaczął przełykać odpowiednio przygotowane papki. – Na początku myślałam, że umrze z głodu. Właściwie karmiliśmy go z mężem przez cały dzień – wspomina matka. Teraz śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja nie stanowią już większego problemu. Artur ma swoje ulubione dania, te sprzed wypadku, jeśli coś mu nie smakuje, po prostu nie chce jeść. Chłopak coraz lepiej wygląda. Stopniowo, bardzo powoli robi postępy. Ale postępy wciąż i systematycznie następują. Kontaktuje się z otoczeniem oczami. Rano, gdy się budzi, uderza ręką w barierkę łóżka, dając znak, że pora wstawać… Każdy uśmiech Artura i próba nawiązania porozumienia budzi nadzieję, dodając matce odwagi i sił do dalszej walki.
+ + +
Utrzymanie chłopca, rehabilitacja, codzienna pielęgnacja wymaga nie tylko poświęcenia czasu, ale również i pieniędzy. Artur ma swoją stronę internetową www.republika.pl/arturkorczyński. Na umieszczonych na niej zdjęciach można prześledzić efekty jego leczenia.
W chwili obecnej Arturowi obok odwiedzin rówieśników najbardziej potrzebne są fundusze na dalszą terapię. Bardzo pomógł mu dwutygodniowy turnus rehabilitacyjny w Jadownikach Mokrych. Lecz kosztował 2 tysiące złotych. Żeby doczekać się widocznych efektów, powinien tam pozostać przynajmniej na trzy turnusy. - Niektóre dzieci przyjeżdżają na tak długi okres, ale one mają sponsorów – wzdycha matka. Nawet nie śmie marzyć o leczeniu w zagranicznych ośrodkach… A być może dzięki niemu stanąłby na nogi… Za zajęcia z logopedą i rehabilitację w domu też trzeba płacić… Anna Korczyńska – Podolecka, pracująca popołudniami w Krakowskiej Akademii Tańca, już trzykrotnie zorganizowała koncerty dla Artura. Ostatni z nich odbył się 30 listopada ubiegłego roku w PSM II st. im. Władysława Żeleńskiego. Jego pomysłodawcą, motorem i duszą była matka Artura. Piękne, barwne widowisko muzyczno – taneczne zgromadziło prawie 300 osób, które szczelnie wypełniły salę.
+ + +
Zazwyczaj w nieszczęściu człowiek zostaje sam, ludzie uciekają od tragedii, tak jakby była ona zaraźliwą chorobą. Pani Anna podkreśla, że pomoc oferują im zwykli ludzie, którzy dzielą się tym, co mają. Nie w błysku fleszy, ale z potrzeby serca. Lecz wierzymy, że są w Nowej Hucie instytucje oraz ludzie dobrej woli, którzy nie pozostaną obojętni na los chłopca i zechcą rozjaśnić jego życie iskierką nadziei. Teraz Artur podziękuje im jedynie spojrzeniem, przymknięciem oczu, uściskiem dłoni. Ale być może w nie tak dalekiej przyszłości będzie sam mógł wypowiedzieć magiczne słowo „Dziękuję”. Z pomocą życzliwych ludzi ma szansę przekroczyć próg nadziei, którą wciąż żyje jego matka.
Małgorzata Modzelewska