W OBRONIE NOWOHUCKIEGO KRZYŻA
Dodane przez Administrator dnia 25/04/2018 20:18:25
To było 58 lat temu. 27 kwietnia 1960 roku mieszkańcy Nowej Huty stanęli w obronie krzyża, który postawiony został w miejscu wyznaczonym przez ówczesne władze komunistyczne pod budowę pierwszej nowohuckiej świątyni.
Władze nie dotrzymały jednak danej mieszkańcom Nowej Huty obietnicy. 19 kwietnia 1960 roku bieńczycka parafia otrzymała pismo z Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych, w którym DBOR Kraków – Miasto, jako inwestor budowy szkoły „tysiąclatki”, zażądał od parafii usunięcia krzyża z terenu, który zamiast pod budowę obiecanej świątyni został przeznaczony pod budowę nowej szkoły. W piśmie znalazł się nieprzekraczalny termin usunięcia krzyża – 26 kwietnia. W niedzielę, 24 kwietnia, w trakcie nabożeństw, ówczesny administrator parafii ks. Mieczysław Satora zapoznał wiernych z treścią pisma i poinformował ich, że pisemnie odmówił usunięcia krzyża. We wtorek, 26 kwietnia o godz. 21.30 Tadeusz Górski z Komitetu Krakowskiego PZPR polecił Adamowi Koczurowi z DBOR usunąć krzyż rano następnego dnia.
* * *
Oberona krzyża rozpoczęła się 27 kwietnia 1960 roku, gdy robotnicy o 8.30 przystąpili do jego wykopywania. Pracę tę obserwowała grupa mieszkańców, wśród których przeważały kobiety. Słowne utarczki robotników z kobietami dość szybko przerodziły się w rękoczyny, gdy krzyż zaczął się przechylać. Z każdą minutą przybywało mieszkańców obserwujących rozwój sytuacji. Wreszcie kobiety grudami ziemi zaczęły przepędzać wynajętych robotników. W efekcie ci ostatni pozbierali narządzi i uciekli. Majster, który kierował pracą i operator spychacza zostali poturbowani. Krzyż wyprostowano i położono pod nim kwiaty. O 11.15 na placu budowy było już ok. 1000 osób. Ludzie palili świeczki, modlili się, śpiewali pieśni religijne. O godz. 14.00 kombinat zaczęła opuszczać poranna zmiana, a do hutników zaczęły docierać informacje o porannych wypadkach pod krzyżem. Wielu z nich udało się pod krzyż. O godz. 15.45 zebrany pod krzyżem tłum liczył już ok. 2000 osób. Do Nowej Huty skierowane zostały oddziały ZOMO, a o godz. 16.40 milicja podjęła próbę rozpędzenia czterotysięcznego tłumu, który zebrał się pod budynkiem Dzielnicowej Rady Narodowej. O godz. 17.10 komendant wojewódzki MO pułkownik Żmudziński wydał rozkaz ściągnięcia do Nowej Huty oddziałów ZOMO z Tarnowa i Oświęcimia. Na terenie całej dzielnicy zaczęły się poważne rozruchy.
O godz. 19.35 Komenda Wojewódzka MO uzyskała zgodę ministra spraw wewnętrznych na użycie oddziałów ZOMO wyposażonych w armatki wodne i inne środki do uśmierzania zajść. Kilku świadków potwierdzało, że już wtedy w rejonie placu budowy oraz budynków straży pożarnej i DRN milicja użyła broni strzelając do demonstrantów.
Noc przyniosła eskalację zamieszek. Wyłączono zasilanie dla linii tramwajowej łączącej Nową Hutę z Krakowem. Później elektrownia w całej dzielnicy wyłączyła oświetlenie. Na nowohuckich ulicach zaczęły rozgrywać się przerażające sceny. Barykady, płonący milicyjny gazik, wybite szyby w oknach DRN, petardy i strzały z broni palnej.
W wyniku zajść aresztowano 493 osoby (w tym 25 kobiet i 50 nieletnich). 87 osób sąd skazał na kary od 6 miesięcy do 5 lat więzienia. Kolejne 119 osób zostało ukaranych przez kolegia ds. wykroczeń grzywnami, a cztery inne osoby – kilkumiesięcznym aresztem. Wiele osób zwolniono z pracy.
* * *
Do dzisiaj nie udało się ustalić z pewnością, czy ktoś w wyniku zajść stracił życie. Na możliwość ofiar śmiertelnych wskazuje ks. Antoni Pawlita, w roku 1960 wikariusz w Bieńczycach, który kilka dni po wypadkach nowohuckich, na żądanie MO, przybył na cmentarz Rakowicki w Krakowie. Tam uczestniczył w dwóch pogrzebach – jak mu oświadczono – robotników z Nowej Huty. W pochówkach brało udział tylko kilka osób ze strony rodzin. Milicjanci zabronili księdzu z nimi rozmawiać. Przy każdym z pochówków obecnych było trzech, czterech milicjantów.
Wiadomo natomiast, że w Szpitalu im. Żeromskiego leczonych było 17 rannych osób, a w Klinice Chirurgii przy ul. Kopernika w Krakowie przebywało 5 postrzelonych, w tym jeden ciężko ranny. Według danych milicji, formacja ta w czasie zajść wystrzeliła 140 sztuk ostrej amunicji
* * *
Mieszkańcy Nowej Huty obronili jednak swój drewniany krzyż, a komunistyczne władze już nigdy nie odważyły się na kolejne próby usunięcia go z placu przy skrzyżowaniu ulic Marksa i Majakowskiego, jak nazywały się wówczas te ulice. Władze poniosły prestiżową porażkę. W Nowej Hucie, która była pomyślana jako kuźnia, w której będzie wykuwał się nowy człowiek, budowniczy sowieckiej Polski, w mieście, które miało być miastem bez Boga i bez kościołów, właśnie w tym mieście o Boga i o kościół upomnieli się sami mieszkańcy. Po latach, po upadku komunizmu, symbolem zwycięstwa stał się kościół p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa na os. Teatralnym, który stanął w tym samym miejscu, w którym miała zostać wybudowana pierwsza po wojnie nowohucka świątynia.
Jan L. Franczyk


27 kwietnia 1960 r. Na placu przeznaczonym pod nowy kościół, przy drewnianym krzyżu, z godziny na godzinę zbierało się coraz więcej ludzi.