[2008.12.04] POŻEGNANIE JESIENI (2)
Dodane przez Administrator dnia 04/12/2008 22:09:58
Andrzej i Leszek dość szybko zmontowali swoje zestawy gruntowe. Na jeden z haczyków Andrzeja powędrowała dorodna rosówka, a na drugi, zamrożona martwa rybka, złowiona jeszcze w sierpniu i przechowywana w zamrażalniku. Podobnie przynęty rozłożył Leszek. Liczyliśmy na sandacza – w przypadku martwych rybek, i na klenie oraz miętusy – w przypadku rosówek. Oczywiście mogło się także zaczepić i coś innego. Dunajec w tej okolicy nadal jest wodą bogatą w różne gatunki, chociaż ryb nie ma już w takiej obfitości, jak to bywało dawniej, dwadzieścia, czy trzydzieści lat temu. Wtedy człowiek rzadko wracał do domu bez ryby.
Przed jedenastą cztery gruntówki były już zarzucone. Na ich szczytówka zawisły sygnalizacyjne dzwoneczki. Pozostało tylko czekać na ewentualne branie. – No, to teraz śniadanko – powiedział Leszek, i z samochodu wyciągnął rozkładany, turystyczny stolik i dwa krzesełka. Za trzecie posłużyło moje krzesełko wędkarskie. Andrzej wyciągnął przygotowane w domu bułki z żółtym serem i jajkiem na twardo. Wyciągnęliśmy termosy z herbatą, a Leszek wyjął butelkę albańskiego koniaku, który przywiózł z wakacyjnej wyprawy po Bałkanach. – Czekałem na specjalną okazję. Dzisiaj jest taka okazja. No to, panowie, po jednym – zwrócił do Andrzeja i do mnie. Nalał po kieliszku (też przywiózł je z domu). Wypiliśmy za naszą wędkarską wyprawę. Po śniadaniu butelka z resztą trunku powędrowała do samochodu. Leszek prowadził, więc nie mógł pić, a ja z Andrzejem też wolałem łowić na trzeźwo niż zataczać się nad wodą.
(Ciąg dalszy za tydzień)
Jakub Kleń



Przed jedenastą nad wodą pojawiły się stojące „na baczność” cztery gruntówki