[2008.12.04] Ostrzeżenie z Bombaju
Dodane przez Administrator dnia 04/12/2008 22:08:46
Terrorystyczny zamach w Bombaju wyraźnie pokazał, że cywilizowany świat jest jeszcze daleko od rozpoznania i pokonania zagrażającej mu zbrodniczej siły. Zamachowcy uderzyli w kilkunastu punktach tego największego i najchętniej odwiedzanego przez turystów miasta Indii. Zaatakowali dworzec kolejowy, szpital, Centrum Żydowskie, popularną kawiarnię, dwa wielkie hotele. Byli perfekcyjnie przygotowani, zgromadzili zapasy broni i amunicji, mieli środki transportu i znali topografię atakowanych miejsce. Brali dziesiątki zakładników, ale starali się też zabić jak najwięcej przypadkowych ludzi. Szczególnie zawzięcie polowali na turystów z USA i Wielkiej Brytanii.
Indie, jedno z największych i drugie co do liczby ludności państwo świata, od dłuższego już czasu stało się ofiarą terrorystycznych zamachów. Tylko w ciągu ostatnich miesięcy odbyło się ich kilkanaście, w tym parę, w których również atakowano w kilku punktach jednocześnie, a straty w ludziach wynosiły od kilku do kilkudziesięciu osób. Dotąd jednak były to miasta, o których w Europie czy w Ameryce wiadomo niewiele – ot, wielkie miasta, do których rzadko zaglądają przybysze z zewnątrz. Co innego Bombaj. Tym razem telewizje na całym świecie przerwały nadawanie normalnych programów i przez wiele godzin transmitowały przebieg wydarzeń na ulicach, przede wszystkim wokół dwóch znanych, luksusowych hoteli. A o to m.in. chodziło terrorystom – uzyskany rozgłos uważali i nadal uważają za część swojego sukcesu.
Podczas ataku w Bombaju okazało się, że państwo indyjskie, chociaż wcześniej wielokrotnie poddawane podobnym próbom, nie jest zdolne do skutecznego przeciwstawienia się uzbrojonym przeciwnikom. Akcja policji i sił antyterrorystycznych była spóźniona i niemrawa. Niektóre operacje wręcz raziły brakiem profesjonalizmu, jak choćby w Centrum Żydowskim, gdy podczas ataku sił porządkowych terroryści zdążyli zabić kilkoro zakładników. W hotelach walki trwały parę dni, a napastnicy w tym czasie rozstrzeliwali wybranych gości hotelowych. Pod hotelem zginął od kuli dowódca centrum antyterrorystycznego, który przecież nie powinien znajdować się na ostrzeliwanej ulicy, ale w ośrodku dowodzenia, wyposażonym w odpowiednie środki łączności.
Zamachowcy zastosowali inną niż dotąd taktykę. Nie podłożyli bomb, ale rzucali granaty i sami strzelali do ludzi z broni maszynowej. Mieli przygotowane środki transportu i być może niektórym z nich udało się uciec. Nie byli to więc zamachowcy-samobójcy, ale dobrze wyszkoleni bojowcy, którzy liczyli, że wycofają się z zakładnikami. Pomylili się, ponieważ mimo zgłoszonych przez nich żądań, władze indyjskie odmówiły podjęcia negocjacji z terrorystami. Ale miasto zostało sparaliżowane na kilka dni, a dochody z turystyki zapewne na długo stopnieją do zera.
Indie są państwem aspirującym do roli jednego ze światowych mocarstw, dysponującym bronią atomową i wysyłającym w kosmos swoje rakiety. Chaos polityczny i dezorganizacja administracji w takim państwie może spowodować dramatyczne skutki dla całego regionu. Terroryści, którzy prowadzą wojnę partyzancką w Afganistanie i utrzymują swoje bazy w Pakistanie, zagrozili teraz Indiom. Jeżeli cywilizowany świat nie odeprze tego ataku, zagrożenie terroryzmem wzrośnie do gigantycznych rozmiarów. Wtedy rzeczywiście staniemy w obliczu wojny, do której w 2001 roku wezwali Amerykanie, a na którą świat odpowiedział wówczas lekceważącym wzruszeniem ramion.
Ryszard Terlecki