[2008.10.04] PAŹDZIERNIKOWE SANDACZE
Dodane przez Administrator dnia 04/10/2008 16:57:53
Według zgodnej opinii wielu doświadczonych wędkarzy jest kilka okresów, w których sandacz żeruje wyjątkowo, a jego dobre żerowanie prognozuje niezłe sandaczowe żniwa. Te miesiące to: czerwiec, sierpień i październik. Ale wśród tych trzech miesięcy, to właśnie październik ma najlepszą opinię jako miesiąc sandacza. Żerowaniu sandacza sprzyja pogoda bez ostrego słońca, to może być nawet tzw. szarówka z przelotnym kapuśniaczkiem. A takich właśnie dni w październiku nie brakuje. Sandacz źle reaguje zarówno na gwałtowne ochłodzenie jak i przegrzanie wody. W takich warunkach swoją aktywność ogranicza jedynie do chwilowego zainteresowania się przynętą – o świcie i o zmierzchu. Natomiast w październikowy, przymglony dzień, przy ustabilizowanej temperaturze i względnie stałym ciśnieniu, sandacz potrafi żerować niemal od wczesnego rana aż do późnego zmierzchu, a nawet w nocy.
Sandacz po łacinie nazywa się Lucioperca lucioperca L. Gdyby nazwę tę przetłumaczyć dosłownie, to sandacz nazywałby się „szczupakookoń”. I coś w tym jest. Przynajmniej jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny. Do szczupaka upodabnia go trochę smukły pokrój ciała, lekko wydłużony pysk i zęby świadczące o drapieżnym charakterze. Do okonia zbliża go przede wszystkim charakterystyczna płetwa grzbietowa podzielona na dwie części, z której pierwsza jest kolczasta, a druga miękkopromieniowa. To rodowy znak okoni. I właśnie okoń oraz jazgarz uznawani są za pobratymców naszego sandacza. Za to w innych europejskich wodach żyją jeszcze bliżsi krewni sandacza: sandacz balatoński, wołżański bersz oraz żyjące w Dunaju dwa gatunki czopa.
Z osobliwości sandacza ciekawy jest jego zwyczaj poruszania się po linii zygzakowatej podczas ścigania ofiary. Zresztą i przy holowaniu tej ryby dość charakterystyczne jest jej „chodzenie” na boki, co może niekiedy zmylić mniej doświadczonego wędkarza, przekonanego, że holuje karpia. Sandacz jednak męczy się o wiele szybciej niż karp i z podprowadzeniem go do podbieraka nie ma takich trudności jak z dużym cyprinusem. Ktoś powie, że nie można się pomylić, bo przecież karp łakomi się na inne przynęty. To prawda, nie możemy się pomylić, gdy sandacza łowimy na martwą rybkę lub żywca. Ale sandacz potrafi skusić się czasami na dość nieoczekiwaną przynętę – na przykład na czerwonego robaka ozdobionego żółtym ziarnem kukurydzy. Tak, jak zdarzyło się to mojemu koledzy nad zalewem z Zesławicach, o czym pisałem kilka tygodniu temu.
Jakub Kleń