[2008.09.25] Kraków i Praga
Dodane przez Administrator dnia 25/09/2008 13:26:35
Co łączy Kraków i Pragę? To, że przez dłuższy czas były częścią Austro-Węgier. A także liczne epizody z czasów, gdy oba królestwa były niepodległe. Są tego przykłady nawet w praskiej katedrze św. Wita. A co dzieli te miasta? Poza tym, co je łączy, a co wymieniłem wcześniej, dzieli je prawie wszystko. Takie refleksje naszły mnie, gdy pod koniec ubiegłego tygodnia spacerowałem po Hradczanach i tamtejszym Starym Mieście.
Czesi chyba o wiele lepiej niż my wiedzą, czym przyciągnąć turystów. A mają się czym pochwalić. Turystyczny Kraków to obszar wewnątrz Plant, Wawel i Kazimierz. A takich miejsc Praga ma obszarowo kilka razy więcej. Cóż, zabytków nam nie przybędzie, ale nawet tego, czym dysponujemy, nie potrafimy wykorzystać. Z zazdrością patrzyłem, jak Czesi wykorzystują Wełtawę. Praga, to miasto zwrócone w stronę rzeki – podobnie jak Paryż czy Budapeszt. I pomimo, że Wełtawa jest rzeką stosunkowo płytką (w pobliżu mostu Karola woda przelewa się przez kamienie), Czesi potrafili jednak przy brzegu pogłębić ją i uczynić zdolną do żeglugi. Zbudowali specjalne śluzy, by Wełtawą mogły pływać niewielkie pasażerskie statki. Tych pływających cudeniek jest chyba ze trzydzieści. I wszystkie na siebie zarabiają. Ogromną popularnością cieszą się tam dwugodzinne rejsy, które są formą posiłku. Za czterdzieści czy pięćdziesiąt złotych człowiek wchodzi na statek, gdzie witają go kieliszkiem Becherowvki, a później czeka na niego szwedzki stół – czyli mnogość potraw, nie do przejedzenia. A wieczorne rejsy umożliwiają przy okazji oglądanie romantycznej, oświetlonej żółtymi światłami, zabytkowej Pragi. I trudno się dziwić, że prawie wszystkie rejsy mają pełne obłożenie. W efekcie turyści mają obiadokolację w przyzwoitej cenie, a Czesi zarabiają.
My, przy zdecydowanie lepszej żeglugowo Wiśle, mamy Kraków odwrócony do rzeki plecami. Od lat mówi się, że czas to zmienić. Ale ciągle są jakieś trudności. A turystę, który wcześniej odwiedził Pragę i przyjechał do naszego miasta, lepiej nie prowadzić nad Wisłę. Bo umrze ze śmiechu patrząc na nasze „atrakcje”.
Jan L. FRANCZYK