[2008.08.29] Nie znacie dnia, ani godziny… (II)
Dodane przez Administrator dnia 29/08/2008 14:08:09
Tymczasem bombki na naszych gruntówkach zwisa³y nieruchomo jak zahipnotyzowane. – No trudno – rzuci³ w moim kierunku Leszek. – Czasami trzeba siê pocieszyæ ma³ymi okonkami. By³a za piêtna¶cie jedenasta. Powoli zaczêli¶my my¶leæ o zwijaniu sprzêtu. – No, to mo¿e jeszcze zapalimy po jednym, na odchodne? – zapyta³ Leszek. – Dobrze – odpar³em. Usiedli¶my na krzese³kach. Patrzy³em w nieruchome bombki, gdy nagle us³ysza³em: - Ty, chyba co¶ mi skubie? Istotnie, sygnalizacyjna bombka na kiju kolegi drgnê³a. Po chwili drgnê³a raz jeszcze i delikatnie zaczê³a unosiæ siê w górê. – Zacinam – rzuci³ w moj± stronê. Zaci±³ bardzo delikatnie. Odnios³em nawet wra¿enie, ¿e zbyt delikatnie. W zasadzie podniós³ tylko kij do góry. – Masz co¶? – spyta³em. – Chyba…, chyba mam. Tak mam! Powoli zacz±³ ¶ci±gaæ. W chwilê potem, po kierunku ¿y³ki, zobaczy³em, ¿e jego ryba zaczyna schodziæ w lewo. Wyci±gn±³em z wody sp³awikówkê i swoj± gruntówkê, by nie doprowadziæ do spl±tania ¿y³ek. Po kilku kolejnych minutach ryba ruszy³a w prawo. – Có¿ to mo¿e byæ? – g³o¶no zacz±³ zastanawiaæ siê Leszek. – Mo¿e karp? Karpie lubi± tak chodziæ, z jednej strony na drug± – odpar³em i z przejêciem przygl±da³em siê, co z tego wyniknie. Po piêtnastu minutach ryba by³a ju¿ w pobli¿u brzegu. Wtedy zobaczyli¶my jej grzbiet. To nie by³ karp. By³a zbyt d³uga i wysmuk³a jak na karpia. – Bierz podbierak! – poprosi³ kolega. Zszed³em mo¿liwe nisko nad wodê, a Leszek manewrowa³ trochê zmêczon± ju¿ ryb± w kierunku podbieraka. Gdy podjecha³em pod ni± i znalaz³a siê w siatce, krzykn±³em: - Ty, to sandacz! Po chwili na trawie le¿a³o srebrzyste cielsko drapie¿nika. Wyj±³em miarkê i wagê. Mia³ 65 centymetrów d³ugo¶ci i wa¿y³ 2200 g. Ale najbardziej niesamowite by³o to, ¿e sandacz wzi±³ na czerwonego robaka przyozdobionego ziarnem kukurydzy. Prawie w po³udnie. Na niewielki haczyk i cienki przypon (¿y³ka nr 0,15). Na kilka minut przed nasz± decyzj± o opuszczeniu ³owiska.
Jakub Kleñ


Leszek ze z³owionym przez siebie sandaczem.