[2008.07.17] Leszcze i piknik nad wodą (III)
Dodane przez Administrator dnia 17/07/2008 14:49:41
O drugiej po południu woda w zbiorniku podniosła się na tyle, że musieliśmy zmienić dotychczasowe łowisko. Na szczęście przed południem zakończyli wędkowanie nasi sąsiedzi, którzy łowili kilkadziesiąt metrów dalej. Tam brzeg był położony wyżej. O trzeciej po południu byliśmy już na nowym miejscu. Zestawy znów powędrowały do wody i pozostało czekać. Ale i tutaj, jak na razie, nie brało nic.
Było po piątej, gdy jakieś trzydzieści metrów na lewo od naszego stanowiska usłyszeliśmy głośny plusk. Jakiś drapieżnik uderzył za drobnicą. – Spróbuj rzucić blachą w to miejsce – powiedział Leszek. Szybko zmontowałem zestaw spinningowy i rzuciłem w stronę, gdzie parę minut wcześniej słyszeliśmy pluśnięcie. Kilka rzutów. Ściągnie. I nic. Kolejny rzut i… zaczep. Blacha trafiła na jakąś gałąź zanurzoną w wodzie. Nie pomogły żadne manewry. Blacha mocno utkwiła w zaczepie. Po chwili żyłka urwała się. Zrezygnowałem z dalszych rzutów i na powrót zarzuciłem dwa zestawy gruntowe.
Powoli zbliżała się szósta, a na naszych kijach nadal było głucho. Ani jednego skubnięcia. – Chyba jednak rybobrania dzisiaj nie będzie – rzuciłem do Leszka. – Zobaczymy. Do ósmej możemy połowić – odparł kolega. Wreszcie o wpół do siódmej bombka na jednym z moich kijów wyraźnie drgnęła. Poczułem znane wszystkim wędkarzom uderzenie adrenaliny. To nie było przywidzenie. Po chwili bombka drgnęła jeszcze raz i powoli zaczęła osuwać się w dół. Czekałem. Po kilkunastu sekundach powoli, powoli zaczęła jechać w górę. Gdy była prawie pod samym kijem, zaciąłem. Poczułem znajomy opór. Tak, tak. Tym razem, to nie był zaczep. Ryba początkowo stawiała opór, ale dość szybko osłabła. Podholowałem ją do brzegu. Leszek stał już z rozłożonym podbierakiem. W siatce miałem płoć. Ładną. A nawet bardzo ładną. Zmierzyłem ją. Miała równe trzydzieści dwa centymetry. I to było wszystko tego dnia.
Płoć, podobnie jak poranne leszczyki Leszka, powędrowała z powrotem do wody, a my zaczęliśmy się powoli pakować. Tym razem nie było wielkiego rybobrania. Był za to wspaniały, spędzony na wodą, wędkarski dzień.
Jakub Kleń