[2008.07.03] Stronnictwo „grubej kreski”
Dodane przez Administrator dnia 03/07/2008 19:51:03
W ostatnich tygodniach sprawa ujawniania dokumentów komunistycznej Służby Bezpieczeństwa znów stała się głośna w gazetach i telewizyjnych programach. Działo się tak za sprawą wydanego przez IPN naukowego opracowania o historii kontaktów Lecha Wałęsy najpierw z bezpieką, a następnie z zachowanymi po jej likwidacji dokumentami. Autorzy książki dowodzą, że Wałęsa w pierwszej połowie lat 70-tych współpracował z SB, a już po objęciu funkcji Prezydenta RP dokumenty dotyczące tej współpracy wyciągał z archiwów i zapewne ukrywał lub niszczył.
Wprawdzie w prasie pojawiły się recenzje dwóch historyków, krytyczne wobec książki o Wałęsie, ale tak się składa, że obaj mają powody, aby za IPN-em nie przepadać. Jeden z nich był przez jedną kadencję członkiem Kolegium IPN, ale na drugą już nie został wybrany, drugi kierował pionem edukacyjnym IPN w czasach prezesa Kieresa, a po jego odejściu został zastąpiony przez innego historyka. Poza nimi naukowej jakości książki o Wałęsie nikt nie kwestionuje, tym bardziej, że jak dotąd nikt inny tak gruntowanej kwerendy archiwalnej nie przeprowadził.
Książkę o Wałęsie krytykuje natomiast środowisko „Gazety Wyborczej” oraz dawnej Unii Wolności, używając argumentu, że sławy narodowych bohaterów nie należy podważać. Po pierwsze warto więc przypomnieć, że ci sami ludzie niegdyś pod adresem Wałęsy używali najgorszych epitetów, a po drugie, że Wałęsa tak skutecznie zraził nawet swoich najzagorzalszych zwolenników, że w wyborach prezydenckich w 2000 roku uzyskał rekordowy wynik… niecałych 2 procent głosów. Dzisiaj bronią go przede wszystkim ci, którzy obawiają się wyników kolejnych badań w archiwach dawnej SB. Przy okazji okazuje się, że jednym z uczestników kampanii na rzecz jak najszybszego zapomnienia o czasach komunistycznej dyktatury był Lesław Maleszka, jeden z gorliwych i bardziej zasłużonych donosicieli bezpieki, w wolnej Polsce dziennikarz „Gazety Wyborczej”. Gdy przyciśnięty do muru przyznał się do swojej podłej przeszłości, kierownictwo „Gazety” odsunęło go do mniej rzucających się w oczy zajęć. Sprawa ucichła, ale rolę Maleszki w donoszeniu na kolegów z opozycji przypomniano ostatnio w filmie, wyemitowanym przez TVN. Pod presją opinii publicznej w „Gazecie Wyborczej” ostatecznie postanowiono pozbyć się dotychczasowego kolegi.
Ciekawe, ze ci sami, którzy dziś potępiają Maleszkę – pokazanego w filmie jako dość obrzydliwą postać – równocześnie tak zaciekle bronią Wałęsy. Oprócz płaczliwych niedobitków Unii Wolności bronią go także postkomuniści, którzy przy okazji postulują likwidację IPN, a ponadto wszyscy, którzy nie są pewni, czy także na ich temat któregoś dnia nie ukaże się książka lub prasowy artykuł. Co ciekawe, z krytyki IPN-u i książki o Wałęsie ostrożnie wycofała się Platforma Obywatelska, której politycy nie chcą znaleźć się w jednym szeregu z Geremkiem czy Napieralskim. Tusk, zmęczony premierowaniem, marzy o prezydenturze, a w walce o najwyższą godność w państwie z pewnością nie służyłaby mu opinia przeciwnika historycznych badań.
Ponadpartyjne stronnictwo „grubej kreski” ostatnio poniosło jeszcze jedną porażkę: jesienią rozpocznie się proces Jaruzelskiego i Kiszczaka, odpowiedzialnych za zbrodnie stanu wojennego. Może się okazać, że przy tej okazji wyjaśnionych zostanie wiele epizodów najnowszej historii, dotąd okrytych ścisłą tajemnicą.
Ryszard Terlecki