[2024.09.13] Dobra pora na sandacza (2)
Dodane przez Administrator dnia 13/09/2024 10:28:52
Tydzień temu wspominałem, że wrzesień i październik, to dobry czas na sandacza. To prawda. Ale dzisiaj trochę uściśleń. Od czerwca, gdzieś do połowy września, sandacze chociaż żerują aktywnie, to zazwyczaj są rozproszone po całym swoim siedlisku. Wędkarz może wtedy liczyć na szczęście, że jakiegoś sandacza zdoła upolować, albo potrafi też odnaleźć takie stanowiska, w których sandacze skupiają się w większej ilości. W tym drugim przypadku efekt wędkowania będzie oczywiście o wiele bardziej satysfakcjonujący. Od połowy września natomiast (może z wyjątkiem tegorocznego września, który ze względu na panujące upały trudno uznać za wrzesień typowy), w miarę postępujących chłodów, sandacze zaczynają się gromadzić – początkowo w niewielkie grupy, a później w nieco większe skupiska. W listopadzie watahy liczące po kilkadziesiąt osobników (a bywa, że nawet po kilkaset) zajmują rzeczne rewiry na pograniczach zimowych ostoi białej ryby.
Problem w tym, że tegoroczny wrzesień, jak już wspomniałem, bardziej przypomina lato niż jesień. Gdzie zatem teraz szukać sandacza?
Jacek S. Jóźwiak w swojej arcyciekawej książce „Sztuka łowienia ryb w rzece” (która miała zresztą dwa wydania, w roku 2002 i 2006) pisał: „Za dnia szuka się sandaczy w klasycznych miejscach. Twarde dno, najlepiej gruby żwir z kamiennymi zwaliskami, napływ główek, rynny za przelewami, zwalone drzewa w dość silnym nurcie… I choć mętnookie drapieżniki za dnia z rzadka tylko wypuszczają się na rozbójnicze rajzy, to fakt, iż preferują twarde dno, powinien wędkarza skierować tam, gdzie nurt silny, zaś przy dnie prądowe cienie pozwalające rybie przeczekać dzień z nadzieją na jakiś kąsek niesiony przez rzekę. Dzienne ostoje z reguły znajdują się w sporym oddaleniu od brzegów”.
Ale cenna jest następna uwaga Jóźwiaka, wyrażona bezpośrednio po tej, którą przytoczyłem. I warto ją zapamiętać. Autor ten pisze: „Nawet w największe upały sandacz ukryty w swojej dziennej ostoi nie pogardzi porwaną przez nurt płoteczką czy pijawką ani kiełbiem bobrującym przy dnie. Trzeba jednak pamiętać, że ryba ta ma słaby wzrok i uderza w przynęty przepływające bardzo blisko. Technika obławiania stanowisk sandaczowych jest więc specyficzna, wymaga wyjątkowej staranności i długich postojów w jednym miejscu. Mistrzowie spinningu potrafią jednej rafce, jednej rozmytej ostrodze czy materacowi poświęcić nawet kilka godzin”.
No właśnie. Ale mają efekty takiego poświęcenia. Generalnie można powiedzieć, że wędkarz, który stara się obserwować otoczenie, wędkarz który potrafi wyciągać wnioski ze swoich doświadczeń, już po kilku sezonach pogoni za sandaczami, będzie umiał je łowić w sposób świadomy, a równocześnie z sukcesem. Czego oczywiście wszystkim życzę.
Jakub Kleń