[2024.05.31] W czerwcu na sandacza
Dodane przez Administrator dnia 29/05/2024 16:11:11
Z końcem maja kończy się okres ochronny sandacza. Można więc ze spokojnym sumieniem zapolować na tę wyjątkową rybę. Na hasło „sandacz” w pamięci otwierają mi się dwa okienka. Jedno związane z wędkowaniem, a drugie z konsumpcją. Zacznę od tego pierwszego.
To było ze dwadzieścia lat temu. Mój przyjaciel Leszek, po dłuższej przerwie w wędkowaniu, przerwie która trwała ze trzydzieści lat, postanowił wrócić do swojej młodzieńczej pasji. Pozałatwiał wszystkie formalności, dokonał stosownych opłat i któregoś dnia pojechaliśmy połowić w zalewie w Zesławicach. Ja nie złowiłem tamtego dnia nic. Leszek miał branie. Zaciął skutecznie. I po parunastu minutach na brzegu miał pięknego sandacza mierzącego osiemdziesiąt parę centymetrów. Sandacz wziął z gruntu na czerwonego robaka zablokowanego na haczyku ziarnem żółtej, konserwowej kukurydzy. Po kilku dniach Leszek opowiadał mi, że z emocji nie mógł w nocy zasnąć. Tak sprawdziło się to, co nieraz sprawdza się w hazardzie – początkującemu graczowi idzie wyjątkowo karta. Wygrywa ze starymi wygami. I wsiąka. Staje się hazardzistą. Oczywiście później, karta idzie mu tak jak i innym – raz lepiej, raz gorzej. Podobnie było z Leszkiem. Wsiąkł w wędkowanie. Ale o ponownym, dużym sandaczu, ciągle tylko marzy.
Drugie okienko mojej pamięci, które otwiera się na hasło „sandacz”, to jak wspomniałem, okienko konsumpcyjne. Otóż kilka lat temu, w któreś czerwcowe popołudnie, wybrałem się żoną na małą wycieczkę nad zaporę w Rożnowie. Niedaleko od tamtejszego samochodowego parkingu, obok punktów wynajmujących sprzęt wodny, usytuowanych jest też kilka niewielkich pawilonów gastronomicznych. W okresie letnim i wczesnojesiennym są tam również stoliki ustawione na zewnątrz, na wolnym powietrzu, z widokiem na zbiornik rożnowski i na pokryte lasami wzgórza po przeciwnej stronie jeziora.
Zamówiliśmy dwie porcje smażonego sandacza z ziemniakami i surówkami. I nie wiem, czy był to efekt wspaniałego otoczenia, czy tego, że byliśmy dość głodni, ale smak tego sandacza był wyjątkowy. Wspominamy go z żoną do dzisiaj. To nie przypadek, że w zgodnej opinii znawców, sandacz uchodzi za najsmaczniejszą rybę słodkowodną. Oczywiście smaczny jest okoń i smaczne są pstrągi, ale sandacz jest jedyny w swoim rodzaju. Jest nie do podrobienia.
A więcej o sandaczu, jako celu wypraw wędkarskich, i niekoniecznie konsumpcyjnych, napiszę w przyszłym tygodniu.

Jakub Kleń