[2007.11.09] Wspomnienie lata
Dodane przez Administrator dnia 09/11/2007 19:33:56
Lato na wsi kojarzy mi się zawsze z konikami polnymi. Jako dziecko goniłem z rówieśnikami po łąkach i zbieraliśmy te niewielkie zielone owady do słoików. Dopiero wiele lat później zorientowałem się, że to doskonała przynęta na wiele gatunków ryb. Konikami polnymi nie wzgardzi kleń, jaź czy boleń, a nawet żerujące blisko powierzchni płocie i wzdręgi. Zwłaszcza jeśli łowiska, w których ryby te żyją, przylegają do łąk i pastwisk. W takich warunkach konik polny staje się przynętą całkiem naturalną. Co więcej, wiatr wiejący w kierunku rzeki strąca do wody liczne owady, co powoduje, że nawet ryby żerujące zwykle bliżej dna przenoszą się wtedy w górne warstwy, by łatwiej upolować smakowity kąsek. Ja, z wykorzystaniem koników polnych w charakterze przynęty, najbardziej lubię polować na klenie. Wybieram wtedy długi i elastyczny kij. Na kołowrotek zakładam żyłkę o niewielkim przekroju, a na „druciaka” delikatnie nawlekam polnego konika. Wcześniej kilka metrów żyłki od strony haczyka natłuszczam wazeliną, by nie tonęła i nie zatapiała mojej przynęty. Z tak przygotowanym sprzętem zbliżam się nad wodę. Najlepiej, gdy nad samym brzegiem rosną niewielkie krzaki – wtedy mogę stanąć za nimi i pozostawać niewidocznym dla żerujących kleni. Przynętę (bez spławika i ciężarków) staram się zarzucić maksymalnie daleko i pozwalam jej powoli spływać wraz z prądem w kierunku żerujących ryb. Lekko ruszając szczytówką, staram się wprawić mojego konika w ruch, by wyglądał tak, jakby przed chwilą przypadkowo wpadł do wody i starał się z niej wydostać. Takie zachowanie przynęty prowokuje ryby do ataku. Branie widoczne jest na powierzchni wody. Kwituję je elastycznym zacięciem i jak najszybciej staram się rybę odciągnąć poza obszar żerowania stada. By nie płoszyła innych. Samo branie, a następnie zacięcie ryby w takich warunkach, to niesamowita frajda – to doświadczenie zupełnie inne niż zacinanie przy zatopionym spławiku. Kilka lat temu wyciągnąłem w ten sposób z Dunajca cztery piękne klenie.
Na koniki polne można też łowić przy gwałtownym przyborze, gdy woda zatapia pobliskie łąki. W strefie przybrzeżnej gromadzi się wtedy wiele ryb szukających robaków i owadów wymywanych z kryjówek. Wtedy jednak lepiej jest łowić na przynętę zatopioną. Oczywiście nie natłuszczamy już końcówki naszej żyłki, a w odległości 30-35 centymetrów od haczyka umieszczamy pojedynczą śrucinę. A co ze spławikiem przy tej metodzie? Tutaj zdania wśród wędkarzy są podzielone. Są zwolennicy, którzy i tym sposobem wolą łowić bez spławika, ale są też i tacy, którzy przy zatopionym koniku polnym lubią posłużyć się spławikiem lekkim i mało widocznym.
Jakub Kleń