[2007.10.13] Na ryby, na grzyby
Dodane przez Administrator dnia 13/10/2007 13:04:49
W ubiegłą sobotę wybrałem się nad Dunajec na ryby. Pogoda była nie najgorsza. Chwilami nawet przypominało się lato – to w tych momentach, gdy zza chmur wyzierało słońce, a jego łagodne o tej porze roku promienie, miło ogrzewały ciało. Widoki wspaniałe – zalesione wzgórza mieniące się bajkowymi kolorami jesieni – od mocnej żółci, złota, brązy po ciemnozielone plamy jodeł i świerków. I wszędzie cisza. Zacząłem łowić o ósmej rano. Najpierw zarzuciłem dwie gruntówki – na jednej filecik z ryby, na drugiej rosówka. Po trzech godzinach wpatrywania się w nieruchome kije miałem już dość. Ani jednego, nawet najmniejszego brania. Ściągnąłem zestawy gruntowe i postanowiłem porzucać blachą. Ruszyłem brzegiem obrzucając po drodze mijane główki, okolice gdzie szybki nurt przelewał w spokojną głębię... Po trzech kwadransach spróbowałem też woblera i gumki. Bez rezultatu. Jakby wszystkie ryby spłynęły do Wisły. Zacząłem zastanawiać się, co robić? Siedzieć jeszcze parę godzin? Ryby wyraźnie tego dnia nie brały. I nagle błysnęła mi myśl – grzyby!
Spakowałem kije do bagażnika samochodu. Wyjechałem boczną drogą na górę w pobliżu ruin zamku w Melsztynie i zacząłem wędrówkę po okolicznych lasach. A lasy są tam piękne. Głębokie parowy i bardziej łagodne zbocza, śródleśne łąki i małe zagajniki tracących liście brzóz. Gdzieniegdzie stary wojskowy cmentarz z I wojny światowej, a gdzie indziej kilka samotnych wojskowych grobów. W tamtych rejonach takich austriackich cmentarzy jest mnóstwo. Niektóre zresztą odnowione i zadbane.
A grzyby? W przeciwieństwie do ryb, ani nie pouciekały, ani się nie pochowały. W ciągu dwóch godzin zebrałem spory koszyczek prawdziwków, koźlaków i podgrzybków. I prawie wszystkie w doskonałym stanie, jędrne i nie nadgryzione przez ślimaki. Gdy wieczorem wróciłem do domu, żona co prawda, nie spodziewała się, że przyjadę obładowany rybami, ale z grzybów była wyraźnie zadowolona. I już następnego dnia, w niedzielę, jedliśmy grzybową ze świeżych podgrzybków i kozaków. Takiej pachnącej zupy dawno nie jadłem.
Jakub Kleń