[2020.10.09] Niemcy znów maszerują?
Dodane przez Administrator dnia 09/10/2020 17:18:25
Wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego i była minister sprawiedliwości Niemiec Katarina Barley na antenie niemieckiej rozgłośni radiowej oświadczyła, że w obronie rzekomo zagrożonej praworządności należy Polskę i Węgry zagłodzić finansowo. Bezczelną wypowiedź niemieckiej socjaldemokratki starano się następnie złagodzić, twierdząc, że dotyczyła jedynie Węgier. Wyjaśniając „co miała na myśli” Barley stwierdziła jednak, że domaga się finansowych sankcji wobec obu naszych państw. Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech wypowiedź Niemki wywołała burzę protestów. Minister Michał Dworczyk napisał: „Ta wypowiedź jest oburzająca i przywołuje najgorsze skojarzenia historyczne. Można by powiedzieć, że Niemcy mają doświadczenie w głodzeniu i prześladowaniu Polaków. Oczekujemy oficjalnych przeprosin od pani Barley i wycofania się z tych haniebnych słów!”. Europoseł PiS Dominik Tarczyński powiedział w wywiadzie dla prasy: „pani Barley powinna stracić stanowisko, a takie słowa powinny zostać potępione”.
Rzeczywiście wypowiedź Niemki w oczywisty sposób kojarzy się z czasami Hitlera. Niestety, niektórym Niemcom wydaje się, że to ich kraj był zawsze ostoją demokracji oraz że mają prawo pouczać tych, wobec których kilkadziesiąt lat temu popełniono niemieckie zbrodnie. W samych Niemczech nie słychać słów potępienia dla wiceprzewodniczącej Parlamentu Europejskiego, nie słychać także, aby w obronie Polski stanęli europosłowie z Platformy czy SLD. Przeciwnie, wielu z nich wielokrotnie domagało się zastosowania wobec Polski sankcji ekonomicznych, które miały pomóc dzisiejszej opozycji w odzyskaniu utraconej władzy. W obronie nadzwyczajnej kasty sędziów, domagających się bezkarności i utrzymania zagrożonych przywilejów, a równocześnie atakujących innych sędziów, opowiadających się za uzdrowieniem wymiaru sprawiedliwości, opozycyjne partie gotowe są skazać Polaków na utratę unijnych dotacji. Przykro to przyznać, ale są w Polsce wyborcy, którzy głosują na polityków, w każdym sporze opowiadających się przeciwko interesom Polski. Są również media, które życzą Polsce jak najgorzej, usiłują podsycać podziały, szczuć przeciwko rządowi, oczerniać każdą inicjatywę, która służy rozwojowi oraz umacnianiu naszej pozycji w Europie i świecie. Te media, najczęściej pozostające w rękach obcych właścicieli, zatruwają nasze życie i mącą w głowach co mniej rozgarniętym jednostkom. Trudno się potem dziwić, że np. jakiś głupek, przedstawiany jako aktor mówi, że marzy o tym, aby nie było unijnych pieniędzy, dopóki Unia nie uzna, że w Polsce jest posłuszna i potulna władza, która działa w interesie Niemiec i Brukseli, a nie własnego narodu.
Spór z tymi, którzy chcieliby znów dominować w Europie, na razie dzięki zastosowaniu środków ekonomicznych, zaostrza się i zaognia. Na szczęście coraz częściej zwraca się uwagę na ograniczanie demokracji, manipulowanie informacjami, upowszechnianie kłamstw, a równocześnie panoszenie się unijnej biurokracji, często obsadzonej przez Niemców i ich dobrze opłacanych popleczników. Węgry i Polska nie są już jedynymi państwami, w których krytykuje się arogancję brukselskich funkcjonariuszy. Ta krytyka widoczna jest najlepiej w Europie Środkowej, mającej doświadczenia z sowiecką dominacją, ale nabiera też siły we Włoszech czy w Hiszpanii. W nieodległej przyszłości unijni biurokraci, pracujący dla potęgi Niemiec, mogą stracić swoje posady i gigantyczne uposażenia.
Ryszard Terlecki