[2007.06.02] Nikt się nie spieszy
Dodane przez Administrator dnia 02/06/2007 13:46:03
Przewidywanie terminu przyspieszonych wyborów parlamentarnych stało się ulubionym zajęciem dziennikarzy i politycznych komentatorów. Tymczasem wcale nie jest przesądzone, czy do przedterminowych wyborów w ogóle dojdzie. Być może PiS uzna, że są one z jakiegoś powodu korzystne i przeprowadzi je np. za rok, a być może odbędą się w ustawowym terminie, czyli za dwa i pół roku. Sytuacja polityczna jest też taka, że również opozycji nie zależy na przyspieszonych wyborach.
Postkomuna z przyczepionymi do jej boku niedobitkami Unii Wolności dopiero szykuje się do kolejnego skoku na kasę, czyli do walki o władzę pod przewodnictwem niezastąpionego Kwaśniewskiego. Na zgromadzenie całego lewicowego pospolitego ruszenia konieczne jest jednak trochę czasu, tym bardziej, że do obozu SLD przymierzają się dawni działacze Platformy Obywatelskiej w rodzaju Olechowskiego czy Piskorskiego. Potrzeba kilku miesięcy energicznej kampanii, aby znów móc liczyć na wynik rzędu 20 procent głosów. Lato jest złą porą na taką kampanię, ruszy ona dopiero jesienią i wówczas się okaże, jak bardzo lewica jest w stanie okroić PO oraz jak wielu niezdecydowanych powróci znów pod sztandary Millera, Oleksego, Szmajdzińskiego czy Cimoszewicza.
Również Platforma nie ma interesu w przyspieszaniu wyborów. Wprawdzie w tej chwili prowadzi w sondażach, ale jej zwycięstwo nad PiS-em wcale nie jest pewne. W partii ścierają się wpływy lewicy i prawicy, co nie byłoby niczym groźnym, gdyby nie fakt, że najprawdopodobniej przed wyborami dojdzie do spektakularnych rozłamów: część działaczy podąży do obozu Kwaśniewskiego, część – zapewne z Rokitą na czele – poszuka możliwości sprzymierzenia się z prawicą. Pozostanie bezbarwny środek ze zgorzkniałym Tuskiem i kłótliwym Komorowskim, a pozbycie się obu skrzydeł prędzej czy później skaże PO na los nieboszczki Unii Wolności.
Wyborów jak ognia boją się partie, które na ponowne wejście do Parlamentu nie mają większych szans, czyli PSL i Liga Polskich Rodzin. Nie chce ich także Samoobrona, która z wyborów wyjdzie z pewnością poważnie osłabiona. Wszystko wskazuje więc na to, że aktualny układ sił utrzyma się jeszcze przynajmniej do 2008 roku.
W zeszłą niedzielę Platforma ogłosiła projekt swojego programu, dość ogólnikowy, za to mocno liberalny. Można pochwalić niektóre pomysły, inne można skrytykować, w całości jednak program jest raczej ogólnikowy i – jak zwykle u PO – mało konkretny. Mnie uderzył dogmatyzm w zakresie polityki zagranicznej: dużo o Unii Europejskiej, nic o Stanach Zjednoczonych. W czasach gdy UE słabnie gospodarczo i politycznie, w rywalizacji z nowymi potęgami, takimi jak Chiny, szansę mają jedynie USA. Odgrzewanie pomysłu wdzięczenia się do Francji, wydaje się być kompletnie anachroniczne, tym bardziej, że i powyborcza Francja, i Niemcy, zwracają się dziś ku Ameryce. Wyciągnięcie z lamusa koncepcji posła Geremka i jemu podobnych pozwala stwierdzić, że program polityki zagranicznej PO w znacznej części nadaje się jedynie do kosza.
Ryszard Terlecki