[2007.05.26] A jednak się dało
Dodane przez Administrator dnia 26/05/2007 16:34:58
Dość często można usłyszeć opinie, że gdy bezpieka znalazła na kogoś „haka”, to nie było już ratunku. Człowiek musiał zostać konfidentem. Historia znanego aktora Piotra Fronczewskiego pokazuje, że wcale tak być nie musiało. W styczniu 1983 roku Fronczewski wracał do domu swoim polonezem w centrum Warszawy. Na ulicy Wilczej zatrzymał go milicyjny patrol. Jeden z funkcjonariuszy wyczuł woń alkoholu. Badanie krwi aktora potwierdziło przypuszczenia milicjantów – Fronczewski miał 1,1 promila alkoholu we krwi.
Później sytuacja potoczyła się wręcz podręcznikowo. Notatka ze zdarzenia oraz prawo jazdy aktora znalazły się na biurku esbeka. Zapadła decyzja o zwerbowaniu znanego aktora. To zadanie powierzono podporucznikowi SB Zbigniewowi Grabowskiemu. W trakcie pierwszej rozmowy Fronczewski wspomniał o incydencie z alkoholem i zabranym prawie jazdy. Odmówił wtedy współpracy, ale zgodził się na kolejne spotkanie z esbekiem. Ten zinterpretował to jako dobry znak i na następnym spotkaniu oddał aktorowi prawo jazdy. Wydawało się, ze Fronczewski w końcu się ugnie i zostanie agentem. Niestety, do bezpieki dość szybko dotarła informacja, że znany aktor chodzi po Warszawie i rozpowiada, że SB próbowała go zwerbować. Fronczewski dokonał tzw. samospalenia. Na agenta przestał się nadawać.
Historię werbowania Piotra Fronczewskiego przypomniał wtorkowy „niebieski” Dziennik. Okazuje się, że można było się oprzeć i pozostać człowiekiem honoru oraz zasad. Podobnych, do opowiedzianej historii, przypadków było zresztą więcej – i dotyczyły one ludzi różnych profesji oraz powołań: dziennikarzy, artystów, naukowców i duchownych. Z akt IPN-u wyczytać można nie tylko historie ludzkiej słabości, tchórzostwa, a czasami nikczemności, akta te zawierają również świadectwa postaw pełnych godności, a niejednokrotnie także heroizmu.
Jan L. FRANCZYK