[2007.05.04] Kto zyska, kto straci
Dodane przez Administrator dnia 04/05/2007 11:01:29
Samobójcza śmierć byłej minister i „baronowej” SLD na chwilę odwróciła uwagę od przetasowań na krajowej scenie politycznej, których efektem może stać się nowy układ sił przed parlamentarnymi wyborami. Po raz pierwszy poważniejsze pęknięcie pojawiło się wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości: Marek Jurek, były marszałek Sejmu, wraz z paroma innymi posłami opuścił partię i przystąpił do zakładania własnej formacji. Media natychmiast ogłosiły rozpad PiS-u, a co za tym idzie perspektywę przyspieszonych wyborów, wydaje się jednak, że decyzja garstki rozłamowców nie spowodowała żadnej rewolucji w przedwyborczych sondażach. Stało się tak dlatego, że Marek Jurek przez swoją rzekomą wierność przekonaniom, w rzeczywistości zaszkodził sprawie obrony życia i tylko zmobilizował zwolenników aborcji do podjęcia krzykliwej kampanii nienawiści. Licząc na pociągnięcie za sobą posłów wywodzących się z dawnego ZChN, nie przewidział, że wielu z nich zachowa się rozsądnie i nie poprze awantury, wymierzonej w prawicowy rząd Jarosława Kaczyńskiego. Przypomnijmy, że ten sam Marek Jurek w 1989 roku przyczynił się do wyboru Jaruzelskiego na prezydenta, ponieważ wraz z grupą wywodzących się z „Solidarności” posłów nie wziął udziału w głosowaniu i tym samym umożliwił zwycięstwo komunistów.
O ile rozłam w PiS okazał się niewypałem, to znacznie poważniej zapowiadają się kłopoty Platformy Obywatelskiej. Po pierwsze od dłuższego już czasu do rozłamu przygotowana jest grupa centroprawicowa, niechętna kontaktom i projektom współpracy z SLD. Grupa ta tylko czeka na dogodny moment, aby – najlepiej na kilka miesięcy przed wyborami – odebrać część głosów liberałom Tuska i przygotować nowy wariant koalicji z PiS. Ponieważ większa część elektoratu PO z niesmakiem odnosi się do planów lewicowej koalicji, odejście prawicowych posłów może okazać się dla Platformy zabójcze.
Ale PO ma także inny powód do niepokoju. Groźba rozliczenia lewicowych afer skłoniła dawnych komunistów do sięgnięcia po ostatnią deskę ratunku, czyli Aleksandra Kwaśniewskiego, byłego prezydenta i lidera SLD. Kwaśniewski zapowiada powrót do gry, nie zamierza jednak walczyć o parę procent u boku Millera, Oleksego czy Olejniczaka. Marzy mu się znacznie szersza formacja lewicowo-liberalna, odwołująca się nie tylko do sierot po PZPR i PRL. Tej formacji nie zbuduje z niedobitkami Unii Wolności, które obecnie przykleiły się do SLD, ale samodzielnie nie uzyskają nawet śladowego poparcia w wyborach. Nowa lewica, aby uzyskać co najmniej 10 procent, musi sięgnąć do niektórych działaczy, a przede wszystkim do części elektoratu Platformy. Z pewnością znajdą się chętni, dziś odcięci od lukratywnych posad i interesów, którzy pójdą za każdym, kto zapewni im nadzieję na łatwe zyski, tak typowe dla dotychczasowych doświadczeń III RP.
Na razie nic nie wskazuje na perspektywę przyspieszonych wyborów. Gdyby jednak do nich doszło, może się okazać, że w przedwyborczej walce rozkład sił będzie zupełnie inny, niż wskazują to dzisiejsze sondaże.
Ryszard Terlecki