[2018.12.21] KIJ I MARCHEWKA
Dodane przez Administrator dnia 21/12/2018 19:40:40
Sytuacja w polskich mediach robi się nieciekawa. Co prawda partia rządząca na razie przestała mówić o repolonizacji mediów, ale szuka sposobów, aby jednak mieć wpływ na to co się dzieje w środkach przekazu. Zacznę od małej sprawy jaką jest publikacja w „Newsweeku”, która zaczyna budzić strach wśród niedużych wydawców. Otóż urząd państwowy jakim jest prokuratura wszczęła postępowanie w sprawie tekstu zamieszczonego w tym tygodniku, dotyczącego jednego z sędziów Trybunału Konstytucyjnego, pod tytułem „Dubler”. Tytuł był nie przypadkowy, bo sędzia został wybrany w miejsce już obsadzone wcześniej przez Sejm, jeszcze poprzedniej kadencji. Sprawa jest znana tym, którzy interesują się funkcjonowaniem tego Trybunału i nie o tym chciałem napisać.
Prokuratura wszczęła postępowanie wobec autora tekstu nie w związku z nazwaniem pana sędziego dublerem. Również dla prokuratury nie miały większego znaczenia opowieści sąsiadów sędziego o tym, że nie chce dopłacać do sprzątania i odśnieżania ulicy, przy której znajduje się jego willa, chociaż czynią to inni mieszkańcy. Prokuratura wskazała na jej zdaniem naganne zachowanie dziennikarza, który ujawnił miejsce zamieszkania sędziego. Wskazano nawet art. 49 ustawy Prawo prasowe, który zdaniem prokuratury został naruszony. Chodzi o opublikowanie bez zgody zainteresowanego danych dotyczących prywatnego życia bohatera tekstu. Artykuł ten przewiduje możliwość ukarania „przestępcy” karą grzywny, a nawet karą pozbawienia wolności.
Wielkie zdziwienie budzi zachowanie prokuratury, która wszczęła postępowanie z urzędu na wniosek pana sędziego, który miał prawo wytoczyć w tej sprawie proces cywilny za swoje pieniądze, a nie angażować urząd państwowy opłacany z naszych podatków. Do tej pory mimo licznych publikacji w różnych mediach podobnych informacji, że wspomnę tylko opisywania miejsc zamieszkania w zatoce „czerwonych świń”, znanych polityków SLD, nie wywoływało to żadnych reakcji prokuratorów. Zaangażowanie prokuratury w tę sprawę grozi ukaraniem dziennikarza więzieniem, a wydawcę karą grzywny. To może być groźny precedens zmierzający do zastraszenia środowiska dziennikarskiego. Przykładowo grzywna 100 tys. zł może być dużym problemem dla niejednego wydawcy lokalnej prasy.
Zupełnie odwrotnie rządzący postępują wobec swoich dziennikarzy. Przykładem jest TVP, ponoć publiczna, na którą nie żałuje się pieniędzy z kasy państwowej. Tylko w roku ubiegłym do TVP kierowanej przez lojalnego działacza PiS i zaufanego człowieka prezesa, popłynęło 1 miliard 600 milionów złotych. Dzięki temu TVP wykazała w 2017 roku 0,5 mln zysku, chociaż moim zdaniem jest to 1,5995 miliarda strat. Przecież inne stacje telewizyjne nie otrzymują żadnych dotacji od państwa, a wręcz odwrotnie muszą zarobić na siebie, a nawet przynieść zyski właścicielom. Zresztą TVP w minionych latach zdarzało się, że przynosiła zyski, ale nigdy nie pochłaniała tak wielkich pieniędzy od państwa. Już w tym roku TVP za zgodą ministerstwa kultury wyemitowała obligacje na 300 mln zł, które zakupił państwowy Bank Gospodarstwa Krajowego. Jest to również sięganie, co prawda okrężną drogą, ale jednak do kieszeni państwa. Nic zatem dziwnego, że wydatki TVP są olbrzymie, a duże pieniądze nie tylko płyną do serwilistycznych dziennikarzy i ich nadzorców, ale różnych kancelarii prawnych zaprzyjaźnionych z obozem rządzącym lub nawet na reklamę, zamiast na niej zarabiać.
Z jednej strony grozi się wydawcom i dziennikarzom niezależnym karami, a z drugiej strony nie żałuje pieniędzy dla tych co popierają rządzących i wykonują wszystkie polecenia. Jak np. wyrzucenie z TVP programu prawicowego i konserwatywnego Wojciecha Cejrowskiego za to, że powiedział iż prezes PiS, który „odpowiada za krew niewiniątek” - jego zdaniem – „powinien dostać z liścia”.
SŁAWOMIR PIETRZYK