[2007.03.22] Po co nam turyści?
Dodane przez Administrator dnia 22/03/2007 21:59:30
Kraków u progu sezonu turystycznego – chociaż turystów nie brakuje przez cały rok – demonstruje wszystkie swoje zalety i atrakcje. Pierwszy kontakt z miastem jest dość zaskakujący: lotnisko sprawia wrażenie peryferyjnego przystanku lotniczego, gdzieś na końcu świata, gdzie nie dotarła jeszcze cywilizacja. Tłum, bałagan, hałas, przez który z trudem przebijają się zapowiedzi z głośnika. Kto chce napić się kawy albo zjeść sałatkę musi odstać przed jednym z dwóch barów często kwadrans i więcej, a gdy już kupi upragniony napój czy potrawę, okaże się wówczas, że i tak nie ma miejsca przy żadnym ze stolików. Oczekujący na odlot lub przylot samolotu nie mają gdzie usiąść – nieliczne ławki są cały czas oblężone i gdy już upoluje się wolne miejsce, nie można z niego wstać ani na moment, bo natychmiast zostanie zajęte. Dla tych, którzy na lotnisko przyjechali samochodem, np. odwieść odlatujących znajomych, przygotowano pułapkę przy wyjeździe – bardzo łatwo zamiast pojechać do Krakowa, znaleźć się na autostradzie do Katowic. Dopiero po wykupieniu biletu można trafić (chociaż i tak z trudem) na boczną drogę prowadzącą do Krakowa. Turyści, którzy przylecieli samolotem i oczywiście nie mają samochodu, są skazani na taksówki oraz na kapryśny i niepunktualny transport do miasta.
A w mieście rzuca się w oczy brud i powszechne zaniedbanie. Fasady kamienic są w przeważającej większości tragicznie brudne i odrapane, ulice straszą brukami sprzed dziesięcioleci, a liczne dziury w jezdniach zniechęcają do korzystania z auta. Planty – które mogłyby stać się jedną z turystycznych atrakcji, są w opłakanym stanie – cóż z tego, że wyremontowano niektóre alejki i ławki, gdy nikt nie troszczy się o zieleń. Na Plantach, podobnie jak i w innych parkach czy na skwerach, brakuje ręki ogrodnika. Nikt nie przycina drzew i krzewów, nie sadzi nowych, nie troszczy się o harmonijną kompozycję zieleni.
Korki nadal paraliżują miasto, zablokowane są także drogi wyjazdowe z Krakowa, zarówno na południe, jak i na wschód. Przy wjazdach do miasta straszą walące się rudery, stare parkany, dzikie wysypiska śmieci. W nocy w mieście brakuje oświetlenia, wieczorem brakuje atrakcji takich jak teatry, koncerty czy wystawy (muzea są o tej porze zamknięte, zresztą nawet za dnia niewiele można w nich zobaczyć). Na Rynku straszą druciane parkany, Mały Rynek jest rozkopany, muzeum z Sukiennic wyjechało do Niepołomic. Kazimierz wygląda jak dzielnica kloszardów, wieczorem wiele tu hałasującej i podpitej młodzieży, natomiast brak policji czy straży miejskiej. Do Nowej Huty nie sposób dojechać przez zakorkowane ulice, a jak się już dojedzie, to nie łatwo znaleźć miejsce, w którym można spokojnie usiąść, napić się kawy lub zjeść obiad.
Do Krakowa wciąż przyjeżdżają turyści z całej Europy i nie tylko. Czy jednak ci, którzy tu już raz przyjechali – przyjadą po raz drugi? Czy turystyczna koniunktura utrzyma się długo pomimo naszych wysiłków, aby turystów zniechęcić i odstraszyć Gdy przestaną przyjeżdżać, Kraków znów będzie cichym i spokojnym miastem, sennym w południe i pustym wieczorami. A na turystach zarobi ktoś inny.
Ryszard Terlecki