[2007.01.11] Nie załamujmy rąk
Dodane przez Administrator dnia 11/01/2007 21:33:35
Smutnych doczekaliśmy czasów, gdy papież Benedykt XVI musi osobiście ingerować w sprawy polskiego Kościoła, aby wieloletni konfident bezpieki nie objął jednej z najważniejszych stolic biskupich. Międzynarodowy skandal, opisywany we wszystkich ważniejszych gazetach świata, dotyczy Polski, która jeszcze niedawno była tak bardzo ceniona jako ojczyzna Jana Pawła II. Człowiek, który zdradził Kościół, Polskę i swoich współbraci, a do ostatnich chwil przed niedoszłym ingresem publicznie kłamał, zapierając się win i powołując przy tym na autorytet papieża, został powołany na pasterza Warszawy. W ostatniej chwili skłoniono go do rezygnacji, oszczędzając Polakom zgorszenia i wstydu. Tymczasem nie bacząc na to wszystko Prymas Polski zakwestionował zasadność odwołania arcybiskupa, a nawet – w telewizyjnym wywiadzie – zachęcał go do oskarżenia o zniesławienie tych, którzy ujawnili ponurą przeszłość. Smutnych doczekaliśmy czasów.
Znów troską i współczuciem otoczony zostaje duchowny, który stanął po stronie zła, a nie ci, których krzywdził, a następnie przez lata oszukiwał. Najpiękniejsze karty w historii polskiego Kościoła są zamazywane dla obrony cynicznych karierowiczów, którzy dla wyjazdów za granicę, dla stanowisk, a czasem po prostu dla pieniędzy, podejmowali współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa. Starych ludzi, przez całe życie broniących Kościoła, wykorzystuje się dla manifestacji, zaprzeczających prawdzie i podważających autorytet Ojca Świętego. Wrogowie Kościoła zacierają ręce, a groźba laicyzacji staje się coraz bardziej realna, gdy młodzi ludzie ze zdumieniem patrzą na kryzys, jakiego nie spodziewali się nawet najwięksi pesymiści.
Co robić w tych dniach smutku i niepokoju? Przede wszystkim nie ulegać zniechęceniu i złości. Rozmawiać, przekonywać, prosić. Nawet najboleśniejsza prawda jest lepsza od krętactw i uników. Kościół, także w Polsce, przeżywał nieraz trudne chwile. Po uwięzieniu kardynała Stefana Wyszyńskiego w 1953 roku wielu biskupów złożyło ślubowanie na wierność komunistycznemu państwu. W tym samym czasie tak zwani „księża patrioci” publicznie nawoływali do sprzeciwiania się papieżowi i zerwania łączności ze Stolicą Apostolską. Gdy w 1956 roku przyszła polityczna odwilż, a Prymas został zwolniony z więzienia, nie było warunków do rozliczeń, bo komunistyczna władza trwała nadal. Zachowano jednak jedność Kościoła, a ci, którzy zbłądzili, wyznali swoje błędy lub zamilkli. Teraz z pewnością stanie się podobnie, a duchowni, którzy zawiedli w czasach dyktatury, znajdą przebaczenie i nadal będą pełnić swoją posługę. Ponieważ jednak ogromna większość duchownych nigdy nie splamiła się współpracą z komunistycznym reżimem, nie można twierdzić, że między jedną, a drugą postawą, nie było i dziś nadal nie ma żadnej różnicy. Wystarczy, że winni przyznają się do słabości lub odejdą w milczeniu.
Wystrzegajmy się wrogości wobec błądzących, a nade wszystko satysfakcji z ujawniania kolejnych przypadków zdrady. Wśród Polaków przywiązanie do Kościoła katolickiego jest dziś bodaj najmocniejsze w Europie. Nie wolno nam tego zmarnować.
Ryszard Terlecki