[2015.12.11] O karpiu na święta
Dodane przez Administrator dnia 11/12/2015 20:21:36
Powoli zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. Poprzedza je Wigilia, a tę w naszej polskiej tradycji trudno sobie wyobrazić bez karpia. Tego z Zatora, gdzie od wieków prowadzi się hodowlę tej ryby, albo tego ze Staniątek, od tamtejszych sióstr benedyktynek, które od kilku lat, po latach przerwy, znów w swoich stawach zaczęły hodować karpie. Część wędkarzy karpie ma w swoich zamrażalnikach – złowione w lecie czy na jesienie, cierpliwie czekają na wigilijną, rozgrzaną patelnię. Cóż, w jak już wspomniałem, w naszej polskiej tradycji – jest Wigilia, jest karp.
Od kiedy karpie zaczęto poławiać na wędkę, najwięcej problemów dostarczało jego wyholowanie (nie mówię o małych półkilogramowych karpikach, tylko o rybach godnych swojej karpiowej nazwy, ważących przynajmniej trzy, cztery kilogramy). Wielka siła karpia zawsze porażała. Opowieści o połamanych kijach, o rwanych jak nitki grubych żyłkach, o rozprostowanych haczykach czy rozpadających się kołowrotkach i innych niecodziennych zdarzeniach znane są od lat. Dziś jeszcze spotkać można nad wodą roztrzęsionych wędkarzy, którym parę minut wcześniej zacięty karp, „wielki jak cielak”, zdewastował cały zestaw. - Panie, tutaj nawet pięćdziesiątka nie pomoże, rwą wszystko!
Oczywiście, dzisiejszy sprzęt trudno porównywać do tego z lat pięćdziesiątych czy sześćdziesiątych, a przecież wówczas też łowiono duże karpie. Nie było superwytrzymałych wędzisk karpiowych, mocnych kołowrotków czy elastycznych i wytrzymałych żyłek lub plecionek. Dzisiaj technologia oferuje wędkarzowi niemal wszystko, czego tylko dusza zapragnie. Wystarczy wejść do pierwszego z brzegu wędkarskiego sklepu. Tak już jest. Na przestrzeni wieków łowcy wciąż udoskonalali swoje narzędzia i byli coraz bardziej skuteczni. Ale ostateczny wynik spotkania z karpiem nigdy nie był (i mam nadzieję, nie będzie) w stu procentach pewny. W trakcie holowania tej ryby, nawet najlepszym sprzętem, zawsze może zdarzyć się coś, co sprawi, że zostaniemy z pustymi rękami. I na tym właśnie polega urok łowienia. Te najbardziej emocjonujące momenty są wtedy, gdy nadchodzi chwila kontaktu z rybą, gdy karp zostaje zacięty i rozpoczyna się hol. To wtedy wędkarz zaczyna działać instynktownie, a wędka staje się tylko przedłużeniem jego ręki. I wtedy właśnie wystarczy jeden błąd wędkarza – i to ten błąd sprawia, że w starciu z wędkarzem wygrywa ryba.
Sprzęt w przypadku łowienia dużych karpi jest oczywiście kluczowy, ale nie on ostatecznie decyduje o sukcesie. On ułatwia tylko wyholowanie dużej ryby. Sprzętu nie można jednak absolutyzować. Bo nie zastąpi on naszych umiejętności, a gdy tych ostatnich brakuje, będziemy podobni do świeżo upieczonego kierowcy, któremu bogaty tatuś kupił ferrari. A takim samochodem, bez doświadczenia, bardzo łatwo się rozbić.
Jakub Kleń