[2015.09.12] Powrót do wędkarskiego raju (III)
Dodane przez Administrator dnia 12/09/2015 17:43:14
Zaskakujące było to, że po zapadnięciu zmroku na żadnym z sześciu kijów nie mieliśmy ani jednego brania. Pocieszaliśmy się jednak, że może świtem brania się zaczną, a tymczasem przy ognisku wspominaliśmy z Andrzejem chwile spędzone przed laty na tej, uroczej wówczas, polance. I wspominaliśmy ryby, jakie wtedy tutaj łowiliśmy.
Po północy zaczął nas lekko morzyć sen. Każdy z nas usadowił się na swoim wędkarskim krześle. Długie wieczorne rozmowy zostały zastąpione wypowiadanymi przez nas co jakiś czas pojedynczymi słowami. Zaczęliśmy przysypiać. Narastającej senności nie przerwał niestety żaden dźwięk sygnalizatora. - Taki dźwięk na pewno skutecznie by nas rozbudził – stwierdził w pewnym momencie Andrzej i na dwie godziny przestał się w ogóle odzywać. Chyba zasnął.
Szok przyszedł gdzieś około czwartej nad ranem, gdy zaczęło szarzeć. Przed sobą zobaczyliśmy szeroki pas błota, z którego wystawały kępki moczarek i innych wodnych roślin – błota, bo trudno inaczej nazwać łowisko, w którym woda miała może z pięć centymetrów głębokości. Ten pas błota ciągnął się jakieś dwadzieścia, może trzydzieści metrów w stronę środka zbiornika. Jasne stało się dla nas dlaczego ryby nie brały. Dorzuciliśmy drewna do ogniska, wyciągnęliśmy termosy z kawą i zaczęliśmy wczesne śniadanie. Nie było sensu łowić tutaj dłużej. Jeszcze, siłą inercji, posiedzieliśmy przy ognisku, ale o siódmej zwinęliśmy kije i zaczęliśmy się pakować. Jedyną pociechą w tej całej sytuacji było to, że pomimo mułu i roślinności przy ściąganiu wędek nie zerwaliśmy żadnego zestawu.
Najbardziej niepocieszony był Leszek, któremu wcześniej wraz z Andrzej wiele naopowiadałem o wędkarskim raju naszej młodości. Z tego raju nie pozostało nic. No, mówiąc prawdę, coś pozostało – pozostały wspomnienia.
Niestety, zbiornik w Czchowie w ciągu ostatnich trzydziestu lat zmienił się bardzo na niekorzyść. Wzrosło jego zamulenie i wiele miejsc, w których kiedyś łowiliśmy z Andrzejem całe stada leszczy, dzisiaj nie nadaje się już do wędkowania. Tak jak nasza mityczna polanka. Łowić można jeszcze od strony lasu, ale bliżej zapory. Są też dwa, może trzy stanowiska nad brzegiem wody w lesie bliżej Tropia. Na oko niezłe wrażenie robi również zatoka poniżej drogi od cmentarza w Tropiu do lasu. Problem w tym, że brzeg jest tam zarośnięty szerokim na trzy, cztery metry pasem trzcin i nie ma możliwości podejścia do wody. Jednym rozwiązaniem pozostaje skorzystanie z łódki lub pontonu. Ale w trakcie naszego pobytu nie sprawdziliśmy tego miejsca, bo nie dysponowaliśmy sprzętem pływającym.
Zbiornik zaporowy w Czchowie ma niewątpliwie duży potencjał – i turystyczny i wędkarski. Tym bardziej, że okolica jest piękna. Ale jezioro wymaga gruntownej rewitalizacji. A na nią, przynajmniej w najbliższym czasie raczej się nie zanosi. O czym ze smutkiem donosi...
Jakub Kleń