[2015.09.04] Powrót do wędkarskiego raju (II)
Dodane przez Administrator dnia 04/09/2015 21:30:11
Po piętnastu minutach dotarliśmy na skraj polanki, z trzech stron otoczonej lasem, a od północnego-zachodu otwartej na czchowski zbiornik zaporowy. Pierwszym wrażeniem było zaskoczenie. Duże zaskoczenie, bo nie była to polana naszych młodzieńczych wypraw. Dawniej był to rodzaj porośniętego zwykłą trawą pastwiska. Teraz zobaczyliśmy przed sobą, wysoki na pół metra, a miejscami do metra, gąszcz zielska – szerokie liście łopianów, niezliczona plątanina powojników, jakieś inne osty i nieznane mi bliżej chwasty. Na tej części łąki nie mieliśmy szans urządzić biwaku. Skrajem lasu przedarliśmy się na drugą część polanki, położoną bliżej w kierunku zapory. Ta również była niemiłosiernie zarośnięta, ale przynajmniej przy wodzie było ze trzydzieści, może czterdzieści metrów kwadratowych niższych traw, gdzie można było urządzić biwak. Dostęp do wody był również znośny. Woda, przynajmniej do parunastu metrów od brzegu była płytka. Miała może z pół metra głębokości, ale dużo było w niej moczarki i innych wodnych roślin. To dawało nadzieję, że miejsce może okazać się przyjazne dla płoci czy karasi. - W nocy mógłby tutaj pobuszować za drobnicą jakiś sandacz – z nadzieją w głosie odezwał się Andrzej. Po drewnianym pomoście, który pamiętaliśmy z młodości, nie było ani śladu.
Mając przed sobą noc i znając prognozy meteorologiczne (w nocy temperatura miała spaść do ośmiu, dziesięciu stopni Celsjusza) zaczęliśmy od zebrania sporej ilości drewna na ognisko. Na szczęście drewna nie brakowało. Suchych konarów i gałęzi wszędzie było pod dostatkiem.
Nie łowiąc w tym miejscu od lat, a tym samym nie mając doświadczenia w zakresie przyzwyczajeń smakowych żerujących w tym miejscu ryb, na początek postanowiliśmy użyć najbardziej uniwersalnych przynęt. Ja przywiozłem z Krakowa białe i czerwone robaki, a Andrzej dzień wcześniej wieczorem nazbierał w trawie świeżych i żwawych rosówek.
Gruntowe zestawy zarzuciliśmy dość daleko, by ominąć przybrzeżną wodną roślinność. Ustawiliśmy sygnalizacyjne bombki, włączyliśmy elektroniczne sygnalizatory brań i zabraliśmy się za organizację nocnego biwaku oraz przygotowanie całonocnego ogniska.
Jakub Kleń
(Ciąg dalszy za tydzień)


By ominąć przybrzeżną roślinność Leszek swój zestaw zarzucił dość daleko.