[2015.05.14] Tinca tinca, czyli... lin
Dodane przez Administrator dnia 14/05/2015 21:15:36
Wędkarze rzadko mylą lina z inną rybą. Bo lin jest wyjątkowy. Jego oliwkowozielona barwa (dlatego na lubelszczyźnie nazywają go zieloną rybą), jego małe czerwonawe oczy (jak u pluszowego misia), ciemne, szarobrązowe płetwy i solidny, grubawy korpus przypominający prosiaczka, czynią go rybą sympatyczną i miłą.
Lin żyje ok. 25-30 lat i osiąga długość około 65 centymetrów oraz masę do 7 kilogramów. Trzeba jednak zaznaczyć, że liny ważące 3 kilogramy zalicza się już do okazów. Te największe nie stają się łupem wędkarzy – zapewne dlatego, że nauczone doświadczeniem życiowym są tak dalece ostrożne, że z reguły nie pojawiają się łowiskach, które odwiedzają wędkarze. Bo lin generalnie jest lękliwy i podejrzliwy. Wychodzi na żer dopiero wtedy, gdy drapieżniki skończyły już swoje polowanie. Dlatego skuteczne łowienie lina jest niełatwym przedsięwzięciem. Większość wędkarzy łowi tę rybę przypadkowo, zarzucając przynętę na karpia czy leszcza.
Ale nawet świadomie polując na lina, nigdy nie wiadomo, kiedy Tinca tinca stanie się naszym łupem. Ileż to razy zdarza się, że w jakimś miejscu liny brały jak szalone, jeden po drugim, a potem na dłuższy czas jakby znikały z łowiska. Ignorują wtedy nawet te przynęty, którymi do niedawna się wręcz obżerały.
Lina łowi się najczęściej od 15 maja do 15 czerwca, a po zakończonym tarle – od sierpnia do 15 września. W tym okresie na lina najlepiej wybrać się przed świtem i połowić do godzin porannych (do siódmej, ósmej – chociaż zdarza się, że liny zaczynają żerować o godzinie 9 rano i żerują tak długo, aż zaspokoją swój głód). Drugą dobrą porą jest czas zaraz po zachodzie słońca – mniej więcej do godziny. Co prawda dokonywano wielu prób łowienia lina nocą w przekonaniu, że jest to najbardziej stosowna pora łowów tej ryby, ale nadzieje te okazały się bardzo złudne.
Sprawą zasadniczą w polowaniu na tę rybę jest kwestia zanęcania. Łowisko do połowu linów po prostu musi być odpowiednio przygotowane i długo zanęcane. Bez tego, o złowieniu lina decyduje przypadek. Brak odpowiednio przygotowanego łowiska i brak systematycznego nęcenia, prowadzą jedynie do rozczarowań.
Przygotowanie łowiska to przede wszystkim oczyszczenie go z nadmiaru przybrzeżnej roślinności, którą liny co prawda uwielbiają, ale która potrafi skutecznie uniemożliwić wyholowanie zaciętego lina (a temu ostatniemu ułatwić ucieczkę). I dopiero w takim pasie, wolnej od roślinności wody rozpoczynamy nęcenie. Oczywiście nęcimy tym, na co później zamierzamy łowić. Nie warto na przykład nęcić bydlęcą krwią wymieszaną z otrębami (a przed laty ten rodzaj zanęty stosowano dość często), gdyż lin nie rzuci się później na naszą przynętę w postaci robaków. Dobrym rozwiązaniem jest za to duży kawałek darni wymieszany z obornikiem i czerwonymi robakami. Sprawdzają się również rosówki – tyle, że należy je wcześniej posiekać na 2-3 centymetrowe kawałki.
Wreszcie, nad tak zanęcone łowisko możemy się wybrać z naszą wędką. A o stosowanych przynętach, sprzęcie i holowaniu tej walecznej ryby napiszę w przyszłym tygodniu.
Jakub Kleń