[2006.09.29] Przyspieszone wybory?
Dodane przez Administrator dnia 29/09/2006 20:34:43
Za sześć i pół tygodnia czekają nas wybory samorządowe: w Krakowie wybierzemy radnych Sejmiku Wojewódzkiego, prezydenta miasta, radnych miejskich oraz radnych dzielnic. Czy równocześnie z wyborami do lokalnych władz odbędą się również wybory parlamentarne? Po usunięciu Leppera z rządu, a Samoobrony z koalicji, konieczne jest zbudowanie nowej większości sejmowej. Rządzące Prawo i Sprawiedliwość zdołało pozyskać kilkunastu posłów Samoobrony, dla sprawnego rządzenia konieczne jest jednak porozumienie z PSL. Dotychczas ludowcy przeważnie występowali w sojuszu z postkomunistami, równocześnie usiłując utrzymać przy sobie katolicki i konserwatywny elektorat wiejski. Ten pomysł się nie udał i dotychczasowi zwolennicy w większości opuścili PSL, popierając bądź prawicę, bądź SLD lub Samoobronę. Ostatnio partia Pawlaka nawiązała przyjazne stosunki z Platformą Obywatelską, mając nadzieję, że u jej boku w kolejnych wyborach dostanie się do Sejmu przynajmniej garstka ludowych posłów. Teraz jednak PSL stanęło przed wyborem: albo porozumieć się z PiS i uzyskać kilka stanowisk w rządzie i kilkadziesiąt w terenie, albo zgodzić się na przyspieszone wybory i wyparować ze sceny politycznej. Oczywiście PSL nie jest samobójcą, a jego posłowie nie zamierzają po roku utracić poselskich mandatów, jednak równocześnie Pawlak zdaje sobie sprawę faktu, że PiS stopniowo przejmie jego elektorat, a być może przejmie także część posłów PSL.
Wszystkie te spekulacje będzie można zweryfikować dopiero po 10 października, gdy znów zbierze się Sejm. Na razie cień wyborów parlamentarnych zawisł nad kampanią samorządową. Gdyby do przyspieszonych wyborów do Sejmu i Senatu jednak doszło, przesłonią one całkowicie wybory władz lokalnych. Kampania samorządowa ulegnie upolitycznieniu, a w mniejszych gminach znikną drobne komitety, nie związane z żadną z dużych partii. W większych miastach kampania samorządowa i tak będzie miała czysto polityczny charakter.
Czy w ramach reformowania państwa uda się projekt PiS-u, aby scenę polityczną podzielić pomiędzy dwie duże partie: PiS i PO, wyeliminować postkomunistyczną lewicę, a małe partie sprowadzić do roli koalicyjnego uzupełnienia? Gdyby tak się stało, mielibyśmy do czynienia ze znacznym uporządkowaniem polityki, a równocześnie z przezwyciężeniem patologicznych układów, ciągnących się od czasów PRL.
Wybory parlamentarne w listopadzie, razem z drugą turą wyborów samorządowych, wydają się jednak mało prawdopodobne, ponieważ posłowie niechętnie rezygnują przed czasem z mandatów poselskich, zdobytych z wielkim trudem i z nakładem wielkich kosztów. Zarówno w szeregach SLD, jak i PO, jest wielu posłów, którzy mogą poważnie obawiać się o ponowny wybór. Czy zdecydują się poprzeć wniosek o samorozwiązanie Sejmu? Tym bardziej, że wynik wyborów nie będzie w sposób znaczący odbiegać od sytuacji, jaka ukształtowała się w tej kadencji, z tą tylko różnicą, że znikną LPR i PSL. Zwycięska partia znów będzie musiała pozyskać koalicjanta i znów może okazać się nim Lepper. Czy w takiej sytuacji opłaca się przyspieszać wybory?
Ryszard Terlecki