[2015.02.19] Przed sezonem o uklejach
Dodane przez Administrator dnia 19/02/2015 18:55:54
Najbardziej przykro jest wtedy, gdy orientujemy się, że sandacze dostały właśnie wściekłego apetytu i dosłownie wołają o przynętę, a nasz sadzyk na żywce akurat jest pusty. Nie pomaga przejechanie po wodzie podrywką – wyciągamy ją tak samo pustą jaką wsadzaliśmy do wody. Oj, przydałaby się wtedy jakaś uklejka na sandaczowy haczyk. Jakaś niewielka, srebrzysta, rozmigotana i prowokująca drapieżniki rybka.
Co prawda uklejkom brakuje może egzotycznej urody lipienia, okonia czy nawet klenia, ale przecież nie trzeba być jakimś szczególnym miłośnikiem przyrody, by z przyjemnością, z wysokości starego, próchniejącego już co nieco mostu, obserwować stada rybek tego gatunku. Jak one, w promieniach słońca, potrafią ożywić wodę. Aż człowiek nie potrafi oczu oderwać od tego widowiska. A przecież przez wielu wędkarzy traktowana jest niemal z pogardą. Cenią ją wędkarze – zawodnicy, którzy za miarę swojego mistrzostwa uznają umiejętność złowienia kilkunastu uklejek w ciągu minuty.
Ale ta niepozorna rybka wcale nie należy do najłatwiejszych do złowienia. O wiele łatwiej zaciąć okonka, płotkę czy jazgarza. Ukleja bierze dość gwałtownie. Branie dojrzałej uklejki trwa nie dłużej niż sekundę i w tym czasie trzeba wykonać skuteczne zacięcie. A jak wygląda to branie? Najlepiej sygnalizowane jest przez lekki spławiczek leżący, wykonany na przykład z gęsiego pióra. Energicznie chwytając przynętę ukleja dosłownie porywa go, ukośnie zatapia albo płasko śmiga z nim po powierzchni. Zacinamy krótkim szarpnięciem samej szczytówki, nigdy mocnym oddaniem do tyłu całego wędziska. Chyba, że chcemy stwierdzić, że wyrwaliśmy naszej rybce górną wargę. Rozpoczynając wędkarską przygodę z uklejami nie warto stresować się chybionymi zacięciami, zbyt pospiesznymi – bo w przeciwieństwie do wielu innych gatunków, nie wypłoszą one uklejek z łowiska. A poćwiczyć warto. Tym bardziej, że dobry wędkarz woli zbyt wczesnym zacięciem spudłować, niż spóźnionym doprowadzić do głębokiego zahaczenia ryby. Bo wtedy, zamiast doskonałego żywczyka, będziemy mieć jedynie martwą rybkę.
Pogromcy uklei powinni pamiętać, że wybierając się na tę rybę stosujemy najmniejsze haczyki – oczywiście unikając mikroskopijnych, gdyż ukleja lubi błyskawicznie połykać przynętę, a wtedy będziemy mieli problem z odpięciem rybki. Wystarczy żeby nasza typowa owadzia przynęta, na przykład zwykła mucha domowa, zakrywała grot haczyka. Również przypon powinien być wykonany z cienkiej żyłki (0,08 do 0,1 mm). Oczywiście uklejka w trakcie żerowego szczytu weźmie również przynętę i na grubszą żyłkę (0,15), ale trzeba pamiętać, że wędka z cieniutkim przyponem jest bardziej chwytna, a w porach słabszego żerowania może okazać się jedynie skuteczna. Główna żyłka również powinna być cienka (nie grubsza niż 0,25) – taka żyłka łatwiej przecina powietrze przy zarzucaniu lekkiej przynęty. No i samo wędzisko również powinno być lekkie. Łowiąc ukleje taki kij trzymamy za sam koniec dolnika, tak jak trzyma się bat. Kij powinien być miękki, o cienkiej szczytówce. Dobrze gdy jest stosunkowo długi (do trzech metrów). Łatwiej takim kijem zarzucać przynętę, łatwiej zarzucać ją dalej, a spławik utrzymywać na krótkiej żyłce – bez kładzenia jej na wodzie, bez zbędnych luzów, które opóźnią naszą reakcję na ewentualne branie.
O uklejach zacząłem nieprzypadkowo. To rybki, które zaczynają żerować już wczesną wiosną, a w podgrzanych wodach zrzutowych można je łowić nawet w odwilżowe dni lutego. Tym bardziej w ciepły, marcowy dzień. Wtedy na uklejki warto wybrać się na pewno.
Jakub Kleń