[2014.10.02] Żegnając lato w Przylasku Rusieckim (II)
Dodane przez Administrator dnia 02/10/2014 13:19:55
Przynęty mieliśmy dość zróżnicowane. Leszek łowił na białe robaki, Andrzej na haczyk założył kukurydzę, a na drugi kij czerwone robaki, z kolei ja użyłem rosówki, a na drugi zestaw założyłem pęczek czerwonych robaków. Prze pierwsze dwie godziny nie brało nic. Była może dziewiąta, gdy Leszek poderwał kij. Jak się okazało miał branie. Po chwili na brzegu wylądował zupełnie przyzwoity leszczyk. – No to jesteś królem łowiska – rzuciłem w jego stronę. – Na co wziął? – zapytałem. – Na białe – odparł Leszek.
Nie minęło pół godziny, gdy tańczyć zaczęła bombka na kiju Andrzeja. Podszedłem w jego kierunku i zacząłem obserwować. Dość szybko obaj zorientowaliśmy się, że to nie leszcz. Ryba zaczęła charakterystycznie chodzić na boki. – Chyba karp – powiedział do mnie Andrzej. Miał rację. Po kilku minutach na brzegu wylądował karpik. Ładny, ale niemiarowy. Mierzył trzydzieści centymetrów i z powrotem poszedł do wody.
Tylko moje kije z bombkami tkwiły nad wodą jak zaklęte. Żadnego ruchu. Żadnego brania. I tak już było do końca tego dnia. Okazało się, że najwięcej szczęścia w trakcie tej wyprawy miał Leszek. Do południa wyciągnął łącznie pięć leszczy. Wszystkie wzięły na białe robaki. Karp Andrzeja połakomił się na kukurydzę. Cóż, wyszło na to, że czerwone robaki i rosówki tym razem nie cieszyły się wzięciem.
Jakub Kleń