[2014.08.22] Klenie z Nied¼wiedzia (II)
Dodane przez Administrator dnia 22/08/2014 15:12:57
Nad rzekê wybra³em siê razem z Andrzejem, który akurat te¿ przebywa³ na wsi. Spakowali¶my rozmro¿one wi¶nie, przygotowali¶my zestawy z kulami wodnymi zamiast sp³awików i o czwartej rano byli¶my ju¿ nad wod±. W nocy przela³o, wiêc woda mia³a br±zowawy kolor. – To nawet lepiej – odezwa³ siê Andrzej. – Nie bêdziemy tak bardzo rzucaæ siê w oczy kleniom. Wystarczy, ¿e bêdziemy cicho – doda³. Przytakn±³em.
Zajêli¶my miejsce, w którym rzeka skrêca³a, a od strony przeciwnego brzegu nurt wy¿³obi³ g³êbsze koryto, czyli utworzy³ tzw. baniê – jak takie g³êbsze miejsca nazywaj± miejscowi. Na koñcu tej bani woda stawa³a siê coraz p³ytsza i parê metrów dalej przelewa³a siê ju¿ przez kamienie. To tam w³a¶nie, z mostu, dzieñ wcze¶niej, obserwowa³em du¿ego klenia.
Przez godzinê nie dzia³o siê nic. By³o mo¿e kilkana¶cie minut po pi±tej, gdy kula wodna na zestawie Andrzeja nagle jakby podskoczy³a. Andrzej zaci±³. – Jest! – rzuci³ w moj± stronê. Patrzy³em na jego wygiêty kij i oczami wyobra¼ni widzia³em wczorajszego klenia. Nagle widowisko, jak szybko siê zaczê³o, tak szybko dobieg³o koñca. Kij kolegi wyprostowa³ siê, a Andrzej oznajmi³, ¿e co¶ du¿ego wypiê³o mu siê, mo¿e metr od brzegu. – Nie mog³em precyzyjnie zaci±æ, bo za sob± mia³em drzewo – t³umaczy³ mi, wyra¼nie zdenerwowany.
Tego dnia obaj nie mieli¶my ju¿ ani jednego brania. Ale postanowili¶my, ¿e wyprawê jeszcze powtórzymy. Bo przecie¿ du¿y kleñ nadal na nas tam czeka.
Jakub Kleñ