[2014.08.22] Polskie jabłka i ruski węgiel
Dodane przez Administrator dnia 22/08/2014 15:09:56
Kryzys ukraiński wyraźnie pokazał, że na europejską solidarność nie ma co liczyć. Państwa Unii Europejskiej na własną rękę układają swoje stosunki z Rosją, a Niemcy i Francja nie zamierzają poświęcać własnych interesów dla troski o los Wschodniej Europy. Polska, która przez ostatnie siedem lat nie miała własnej polityki zagranicznej, teraz zbiera tego owoce. Nie tylko – w przeciwieństwie do Niemiec czy Francji – poniesie koszty europejskich sankcji, nałożonych na Rosję, ale wobec karygodnych zaniedbań obecnego rządu, lada chwila może znaleźć się w sytuacji kraju bezpośrednio zagrożonego rosyjską agresją.
Tymczasem rząd rozjechał się na wakacje, a premier myśli tylko o przyszłych wyborach i coraz bliższej utracie władzy. Rolnicy pozostali ze zbiorami, których nie mają komu sprzedać, a minister rolnictwa cynicznie radzi, aby te zbiory zniszczyć. Jako rekompensatę obiecuje pieniądze, których na razie nikt nie widział, ale nawet gdy się rzeczywiście pokażą, to tylko w małym procencie pokryją rolnicze straty (o ile nie zostaną rozkradzione, zanim dotrą do poszkodowanych rolników).
Platformę nie obchodzi rządzone przez nią państwo, a tylko osobiste korzyści jej działaczy. Dlaczego nie podjęto obrony polskiej gospodarki? Dlaczego zagrożony jest los polskich kopalń – ostatniego już narodowego bogactwa – a równocześnie sprowadza się rosyjski węgiel? Na hałdach leży 7 milionów ton polskiego węgla, na które nie ma nabywców, a tylko do połowy tego roku sprowadzono z zagranicy ponad 5 milionów ton, z tego 70 procent to węgiel rosyjski. Dlaczego nie wprowadza się embarga (zakazu przywozu) na rosyjski węgiel i dlaczego Sikorski, zamiast popijać po knajpach, nie jeździ po Europie i nie namawia, aby zamiast sprowadzać kiepski rosyjski węgiel, kupowano dużo lepszy i wydajniejszy z Polski? Dlaczego instytucje państwowe nie dostały polecenia, aby zaopatrywać się wyłącznie w krajowy węgiel?
Tu chodzi nie tylko o węgiel. Nie wystarczy apelować o kupowanie polskich jabłek – można np. uruchomić program dostarczania jabłek do szkół, szczególnie w miastach, i tam rozdawania ich dzieciom. Można zakazać hipermarketom sprowadzania jarzyn i mięsa z zagranicy. Co z tego, że Unia Europejska podniesie alarm? Czy jak Niemcy i Francuzi dopłacali do swoich stoczni, żeby je uratować, to ktoś wtedy alarmował? A rząd Tuska posłusznie zlikwidował polskie stocznie.
A czemu nie nakazać instytucjom państwowym, aby trzymały pieniądze i prowadziły rachunki w polskim banku? Dlaczego kupujemy bezużyteczne wagony we Włoszech, zamiast zamówić je w polskiej fabryce? Dlaczego wojsko kupuje obcy sprzęt, zamiast zamawiać go w polskich zakładach zbrojeniowych? Czy przypadkiem nie jest tak, że przy zakupach od zagranicznych firm, rozmaici rządowi cwaniacy mogą liczyć na milionowe łapówki?
Europejska solidarność ma sens wtedy, gdy mocniejsi nie starają się wykiwać słabszych. Dopóki z powrotem nie dorobimy się własnej polityki zagranicznej (zamiast opowiadać banialuki o rzekomych szansach Tuska i Sikorskiego na europejskie posady), musimy zadbać o własne, wewnętrzne interesy. Ale to będzie możliwe dopiero po rozgonieniu ekipy, która cieszy się z faktu, że „państwo polskie istnieje tylko teoretycznie”.
Ryszard Terlecki